Bogu należy podziękować za piękną pogodę im towarzyszącą oraz za szczęśliwy finał wypadu.

   W przetransportowaniu takiej grupy na Skwer Kościuszki niewątpliwą pomocą okazały się żółte chusty - czy to w autobusie, czy w wodnym tramwaju łatwiej ich było upilnować. Przejażdżka na Hel odbywała się na górnym pokładzie, skąd nie tylko lepsza jest widoczność, ale też i słońce lekko omiatać zdołało niektóre blade twarze. Godzinę zajęła podróż, a po zejściu na ląd pierwszym zdawało się być fokarium. Niestety przeraźliwy tłum ludzi w nim podpowiedział przełożenie tej wizyty na późniejszą godzinę. Najpierw więc była latarnia morska, przy wchodzeniu na którą młodzi uczeni spierali się o ilość stopni prowadzących na szczyt. Potem jeszcze były lody, no i oczywiście przejście na plażę. Chętni do kąpieli podzieleni zostali na dwie grupy i pod okiem swoich opiekunów oraz czujnego ratownika taplali się w wodzie. Nie mogło to trwać zbyt długo, bo przecież jeszcze foki czekały. Teraz już trzeba było wejść. Dopiero w środku okazało się skąd takie tłumy: czynny był tylko jeden basen, pozostałe zaś były (lub raczej miały być) czyszczone. Stąd cały tłum skupiony był właściwie w jednym miejscu. Mali spryciarze w żółtych chustach znaleźli jednak trochę pola obserwacji na poziomie kolan starszych widzów... Większość więc karmienie fok widziała dość dokładnie.

   Potem pozostał już tylko powrót na statek i powrót do Gdyni. Tym razem piętro niżej, dzięki czemu wszyscy mogli znaleźć miejsca siedzące.