Modlitwa wstawiennicza | 2010-03-18 |
Pierwsze czytanie przenosi nas w wyobraźni ponad trzydzieści dwa wieki wstecz. Oto stary Mojżesz, który jeszcze przez lat czterdzieści będzie miał znosić ciężar tego ludu, w jego interesie wspiął się na górę Synaj i tam, pośród straszliwych znaków – ciemnych chmur, grzmotów i błyskawic – zawierała najważniejszą z umów na tym świecie: Przymierze z Bogiem. I oto podczas tej przedłużającej się misji zwątpili ci, w których interesie rozmawiał z Najwyższym. Wygodnie im było założyć, że nie żyje. Bez świadectwa, bez relacji, bez ciała… pogrzebali go za życia tylko po to, aby „wziąć sprawy w swoje ręce”. Wielu być może drażniła apodyktyczność Mojżesza, wielu nie rozumiało jego posunięć lub nie zgadzało się z nimi. Teraz przyszedł ich czas – czas odstępstwa. Ciekawe, jak to się stało, że nie tylko sami się zbuntowali przeciwko nowemu, jeszcze kruchemu porządkowi, ale że zdołali pociągnąć za sobą tak wielu? Zastraszenie? – być może. Wykpienie? – możliwe. Nowy rodzaj obietnic bez pokrycia? – wielce prawdopodobne. To zresztą nieistotne jakimi metodami zostali tamci przeciągnięci na stronę zła. Pytanie jednak: Jak doszło do tego, że reprezentant Mojżesza, jego rodzony brat, kapłan a więc człowiek z Bożego nadania, pozwolił się postawić na czele buntowników? Oto prorok na górze, walczący ze sobą, z ludzkimi lękami, zmęczeniem, obawami o przyszłość – wszystko w interesie ludu, który zostawił pod solidną, pewną pieczą własnego brata, kapłana, a więc człowieka Bożego - i ten nieszczęśnik, Aaron – być może przerażony, być może słaby, zbyt słaby by dźwignąć odpowiedzialność za lud, być może i zastraszony… Jak doszło do takiego odstępstwa? Obaj oni, jako słudzy Boga, zobowiązani byli do wsłuchiwania się w Jego głos, zobowiązani byli do modlitwy. Mojżesz zdał egzamin z wierności, a brat jego? No, cóż? Chyba właśnie tego elementu zabrakło. Przecież gdyby się modlił, nie dopuściłby do siebie nawet myśli o odstępstwie. Był słaby? Każdy jest, ale to przecież Bóg daje odwagę i siłę. Gdy Mojżesz w całej pokorze rozpościerał nad powierzonym sobie ludem ochronny płaszcz modlitwy, inny kapłan pchnął ten lud wprost w objęcia Złego. Jak niewiele wystarczyło… Bez modlitwy ni prorok, ni kapłan nic nie znaczą i sami są niczym, a nawet przyczyną zgorszenia. W roku kapłańskim błagajmy Boga o umiłowanie modlitwy dla tych sług, których sobie wybrał. |