Szukali Chrystusa! Wreszcie zaczęli Go szukać! Sami. Dobrowolnie, bez nakazu... Jak to możliwe? Co ich do tego skłoniło? A przy tym byli niecierpliwi: "Panie, jak tu przybyłeś?". Pan Jezus jednak nie miał wątpliwości: "Szukacie Mnie nie dlatego, żeście widzieli znaki, ale dlatego, żeście jedli chleb do sytości." Tak to już jakoś z człowiekiem jest, że idzie zwykle za tym kto daje chleb, albo przynajmniej obiecuje... Widać to bardzo wyraźnie przed wyborami - iluż wówczas jest entuzjastów tej czy innej partii tylko dlatego, że oferuje bardzo rozbudowany arkusz obietnic.
Jakże trudno weryfikować prawdę! Z jakimż trudem przychodzi nam odkrywać to, co najważniejsze! Zbyt często jesteśmy podobni do owego pieska, który mając przy jednej nodze stołu kawałek kiełbasy, a przy drugiej - banknot stuzłotowy, wybiera to pierwsze... Przecież za ową "stówkę" mógłby sobie kupić co najmniej kilka kilogramów mięsa, a tymczasem wybiera dobro znacznie mniejsze i pewnie uważa, że dokonał dobrego wyboru.
Gdyby było inaczej, nie widywalibyśmy tak zatłoczonych parkingów przy hipermarketach w niedzielę przy jednoczesnych zbyt dużych prześwitach
w kościele... To też jakiś wybór i w przekonaniu wolnych ludzi pewnie najlepszy. No, cóż? Podtrzymywanie materią materialnej powłoki na pewno jest potrzebne, ale Pan Jezus mówi: "Kto do Mnie przychodzi, nie będzie łaknął; a kto we Mnie wierzy, nigdy pragnąć nie będzie." Może trzeba głębiej nad tym się zastanowić?