Do Boga jesteśmy "tylko" podobni | 2012-09-05 |
Kiedy wskazując na czyjeś zdjęcie czy obraz mówimy: „To jest Marek", stosujemy ogromne uproszczenie, rodzaj skrótu myślowego. Najwierniej wykonana podobizna nigdy nie będzie mogła się równać z osobą. Pomijając cały szereg fizycznych aspektów takich jak waga, tężyzna, zapach, temperatura czy gładkość skóry, zupełnie nie jesteśmy w stanie poznać głębi ducha przedstawionego człowieka, jego stanu emocjonalnego czy jego myśli. Obraz nawet trudno porównywać z konkretną osobą. Jeżeli Pismo święte mówi, że człowiek stworzony jest na obraz i podobieństwo Boże, oznacza to, że oddaje jakąś małą cząstkę podobieństwa do swego Stwórcy. Jest tylko stworzeniem, z łaskawości Bożej przyodzianym w walor podobieństwa do Boga. Łaskę tę otrzymał nie tyle z powodu własnej wartości, ile raczej dla uświadomienia perspektywy - jak wiele może stać się jego udziałem przy boku Najwyższego. Człowiek wszakże zbyt często wierzy we własną wielkość, nie zamierzając konsultować swych pomysłów na życie z Tym, który go stworzył. Z jakże wieloma rzeczami w ogóle sobie nie radzimy! Wystarczy choroba lub jakiś kataklizm, zwykłe podwyżki czy utrata przedmiotu miłości, aby natychmiast odnaleźć drogę do Boga. Wówczas potrafimy się modlić, zaklinać i błagać o pomoc. Wtedy jasnym się staje, że bez Jego pomocy jesteśmy niczym. Gdy jednak żyjemy we względnym spokoju, próbujemy na własną rękę zmieniać to, co On w swej dobroci ustalił. Łatwo przychodzi nam wówczas prezentować pomysły na życie: „ja jestem Pawła a ja Apollosa..." Dziś przybiera to niekiedy inną formę: „Jestem katolikiem, ale..." i tu padają zastrzeżenia do istniejącego porządku oraz sposób jego naprawy. Zbyt długo istnieje świat, abyśmy mogli do niego coś istotnego dołożyć. Jesteśmy zaledwie maleńką cząstką Bożego planu i to uzależnioną od wielu innych czynników. Tylko w posłuszeństwie Bogu możemy pozostawić po sobie coś dobrego. Warto o tym pamiętać. |