Szaleństwo | 2012-12-05 |
Łatwo wyobrazić sobie miny Apostołów w chwili gdy Chrystus, nie dysponujący żadnymi funduszami (z innej Ewangelii dowiadujemy się, że w kasie apostolskiej było 200 denarów, co równało się zapłacie za dwieście „dniówek") porywa się na niemożliwe do wykonania przedsięwzięcie, mające polegać na nakarmieniu ponad pięciotysięcznego tłumu... A oni przecież widzieli rozmaite znaki, doświadczali wielu cudów - i co? Wiara jeszcze nie dojrzała? Kiedyś powiedział Pan Jezus, że gwałtownicy zdobywają królestwo niebieskie. Inaczej mówiąc: szaleńcy. Święty Paweł też był szaleńcem Bożym i prosił swoich czytelników, aby znieśli odrobinę szaleństwa z jego strony. Wszystkich zaś zachęcał do naśladowania go... Szaleńcy... Boży szaleńcy... To właśni oni zdobywają świat - bez pieniędzy, bez zaplecza, często bez zdolności i bez zdrowia... Pięć bochenków na pięć tysięcy mężczyzn? Toż to czyste szaleństwo! - I właśnie w tym tkwi siła owego pomysłu. Bo gdzie towarzyszy nam wewnętrzne przekonanie, że tego chce Bóg, nie wolno się ociągać, choćby rozum protestował, a rozsądek rozsadzał skronie. U Boga nie ma przecież nic niemożliwego. Jeszcze jedno: w takich sytuacjach trudno też pewnie polegać na radach (choćby najżyczliwszych) współpracowników - Pan Jezus nie dał się wyhamować rozsądkiem Apostołów. Gdy towarzyszy nam pewność, że rodząca się myśl, choć szalona, pochodzi od Boga, nie wolno się wzbraniać. Co byłoby z Abramem, Jeremiaszem, Danielem, czy innymi prorokami Starego Testamentu albo nowotestamentalnymi Apostołami, gdyby nie ulegli duchowi szaleństwa? To właśnie wtedy rodzą się cuda, gdy człowiek niczego nie posiadając, poza dobrymi chęciami, całkowicie zawierza Panu Bogu. |