Oto pytanie człowieka dojrzałego, gotowego istotnie coś uczynić z własnym życiem, a jednocześnie wystarczająco zasobnego w dobrodziejstwo pokory, aby udzielonym wskazaniom się podporządkować. Pytanie to jednak padało z ust ludzi, którzy zdobyli się już na to, by przyjść nad Jordan, na miejsce, gdzie Jan udzielał chrztu. Prowadzeni Bożym duchem dotarli tam, gdzie ich życie mogło się odmienić. Czy się tak stało? A to już zależało od ich współpracy ze wspomnianą łaską.
Każdy przed taką możliwością staje: przechodząc obok kościoła, czytając książkę lub gazetę, słuchając radia czy telewizji, przysłuchując się nabożnym rozmowom - wiele z tych okoliczności stać się może dla nas oczyszczającą wodą Jordanu. Pozostaje tylko spełnić podstawowy warunek: trzeba chcieć. Jeśli dobre chęci lokują się na gruncie pokory, to istnieje szansa na zadanie - przede wszystkim Bogu - pytania: Co mam czynić? Jana pytało w ten sposób wielu ludzi. Już samo to pytanie jest w zasadzie wyrażeniem gotowości doko-nania wielu przemian w życiu, aby tylko stać się miłym Bogu. Oczywiście, że Jan umiejętnie podsycał nastroje grozy mówiąc o siekierze, która przyłożona jest już do korzenia drzewa czy o dopełnianiu się dni. Stąd - jakże wówczas oczekiwana reakcja - pytanie o sposób nawrócenia. Jakże innym jest dzisiej-szy świat! Dziś już nawet prognoza końca świata nie jest w stanie nas poruszyć i zmobilizować do pytania o konieczne środki ocalenia. Jedni bowiem zupełnie tym się nie przejmują, zaś ci bogatsi (widocznie bardziej wierzący) budują sobie... schrony(!) A przecież wystarczy żyć tak, jak tego oczekuje Pan Bóg. Pytajmy Go więc: Co mam czynić?