Dziecko miłosierdzia | 2015-06-24 |
Czy tak można nazwać św. Jana? A cóż miałby on mieć wspólnego z miłosierdziem? Zdaje się, że bardzo wiele. Przede wszystkim zwróćmy uwagę na okoliczności w jakich przyszedł na świat: rodzice jego, choć bardzo Bogu oddani, nie mogli doczekać się potomstwa mimo, że tego pragnęli. W swoim jednak zawierzeniu Panu przyjęli i ten przejaw woli Najwyższego, pokornie godząc się z tym, że tej radości nie będzie im dane doznać. Aż tu nagle gruchnęła wieść, że Elżbieta w podeszłych swoich latach została matką. Zwróćmy uwagę na reakcję krewnych i sąsiadów - „usłyszeli, że Pan okazał tak wielkie miłosierdzie nad nią" i „cieszyli się z nią razem". Skoro, jak pisze św. Łukasz, „Pan okazał tak wielkie miłosierdzie nad nią", to chyba słusznie możemy owoc owego miłosierdzia nazwać dzieckiem miłosierdzia. Drugi powód, dla którego tytuł ten winien należeć się św. Janowi, to sama jego działalność nad Jordanem. To tam bowiem zaczęły spełniać się słowa proroctwa Izajaszowego z dzisiejszego drugiego czytania o nawróceniu Jakuba do Pana i zgromadzeniu Mu Izraela. To przecież dokonywało się nad brzegiem Jordanu, gdzie „Jan głosił chrzest nawrócenia całemu ludowi izraelskiemu". A jakże by można głosić chrzest bez odniesienia się do Bożego Miłosierdzia? Przecież przybywający tam ludzie publicznie wyznawali swoje grzechy nie z potrzeby zaspokojenia ekshibicjonistycznych pragnień, ale dla wyrażenia skruchy i błagając o miłosierdzie. Dzisiejsza uroczystość jest zarazem i dla nas okazją do uświadomienia sobie, że pojawiliśmy się na tym świecie z wielkiej łaskawości Boga, a żyjemy tylko dlatego, że On tego chce, zbawieni zaś będziemy, gdy - słuchając słów św. Jana - każdego dnia podejmować będziemy wysiłek nawrócenia w nadziei Bożego miłosierdzia. Co najmniej tyle każdy z nas winien mieć wspólnego ze św. Janem. |