Oddał go jego matce ks. Adam | 2010-06-06 |
Śmierć, którą znamy dzisiaj, jest wroga człowiekowi. Spada nań nieczekiwanie, połączona z cierpieniem fizycznym i trwogą, przekreślająca wszelkie nadzieje. Taką śmierć ukształtował grzech. Zaprzedać się w życiu grzechowi to iść ku takiej złej śmierci. Wyzwalać się zaś w czasie życia coraz radykalniej z grzechu to wrastać w śmierć inną, śmierć, którą św. Franciszek nazywał „siostrą”, na którą decydował się bez trwogi św. Maksymilian Kolbe w bunkrze głodowym Oświęcimia.
Ale droga ku dobrej śmierci wiedzie wyłącznie przez Chrystusa. Już w czasie Jego ziemskiego życia widzimy zapowiedź tego zwycięstwa nad śmiercią, które odniesie On kiedyś dla siebie i dla nas. Taką zapowiedzią jest i dzisiejsze Nain. Nikt tu nie prosi Jezusa o interwencję. Ludzie ciągną obok, zanurzeni we własnym bólu. To, co zaszło, jest w ich przekonaniu nieodwracalne.
I wtedy wkracza On, Pan życia. Jedno zdanie: „Młodzieńcze, tobie mówię: wstań!” i śmierć oddaje swój łup. Na ziemi jest już ktoś mocniejszy, niż ona. Ale Boży sąd nad śmiercią dokona się nie przez spektakularne wskrzeszanie umarłych. Jezus zwycięży ją, sam pozwalając się przez śmierć zwyciężyć. Ponieważ zrobi to z posłuszeństwa dla Ojca i z miłości ku człowiekowi, Bóg uczyni z Jego ofiary powszechne i wiecznie trwałe lekarstwo przeciw śmierci. Odtąd, kto idzie za Jezusem, idzie już ku innej śmierci, śmierci o skruszonym ościeniu, przeobrażonej i odkupionej, która nie jest już końcem, ale bramą do życia wiecznego ze Zmartwychwstałym. Tylko przy Jezusie można w śmierci odnaleźć życie. |