Nie tracić ufności | 2010-09-30 |
Na samo wspomnienie o Hiobie budzi się w nas litość, współczucie a jednocześnie podziw dla takiej siły wiary, która nie załamuje się pomimo niezwykle bolesnych doświadczeń. To prawda, że z ust Hioba wyrwały się słowa skargi na swój los. Nie były one jednak nigdy wyrazem buntu przeciwko Najwyższemu. Dzisiejsze czytanie przedstawia go już jako niezwykle umordowanego boleściami, ale też oswojonego z cierpieniem, pełnego refleksji człowieka, który po chwili załamania i boleści, potrafi racjonalnie reflektować. Wynikiem owej refleksji jest - paradoksalnie - jeszcze głębsze umocnienie wiary w Boga. Hiob dochodzi do wniosku, że skoro wszystko aż tak bardzo jest niepewne, gdy nie sposób pokładać nadziei w dobrach tego świata, gdy zawodzą przyjaciele, a nawet własna żona, gdy i zdrowie nie może być pewnikiem, a życie już z pewnością utracimy - jedyna nadzieja w Bogu. Zatem wyraża wręcz tęsknotę za Tym, który powołał go do życia i z pewnością wskrzesi w dniu ostatecznym. Gdy jeszcze w czasach Pana Jezusa faryzeusze i saduceusza spierali się co do przyszłości egzystencji ludzkiej: czy można mówić o zmartwychwstaniu, to Hiob na kilka wieków wcześniej z całym przekonaniem mówi o zmartwychwstaniu ciała, o wskrzeszeniu jego szczątków! Jakże bardzo warto trwać przy Panu Bogu! Jakże warto, pomimo wszystkich przeciwności, opierać się na Tym, który najlepiej wie, czym jest cierpienie i staje się najlepszym towarzyszem wszystkich cierpiących - nie tylko pomaga je znosić, ale znosi i nas, nie zawsze wystarczająco pokornych wobec doświadczeń, oraz ukazuje lepszą, zdecydowanie lepszą perspektywę - trwałego szczęścia w wieczności.
|