Trwanie z Bogiem | 2010-11-12 |
Często spadają na nas wieści w rodzaju: „Kowalska nie żyje", „Kazik zmarł. Pogrzeb w sobotę." itd. Różne bywają wówczas reakcje. Często reagujemy ze zdziwieniem: „Jak to się stało?" Miał przecież dopiero 54 lata." albo „Dobrze, że go Pan Bóg zabrał. Tak się biedak męczył w swojej chorobie." Chyba jednak stosunkowo rzadko przytrafia się nam fakt śmierci innych osób odnosić do siebie. Dlaczego? Czyżby miało to nigdy nie nastąpić? Nie, przecież jesteśmy śmiertelni. Wiemy o tym, choć rzadko te myśli przywołujemy. A przecież może to nastąpić w każdej chwili. Pan Jezus mówi o katastrofach, które dosięgły ludzi współczesnych Noemu czy Lotowi. Pewnie nic nie zapowiadało tych tragedii, a jednak... Gdy się już rozpoczęło, fakty następowały bardzo szybko jedne po drugich. Owocem tego była nagła śmierć wielu - ktoś przy żarnach, ktoś w polu, na dachu, na posłaniu... Wtedy nie ma już czasu na jakiekolwiek refleksje. Ktoś w kopalni, ktoś w samolocie, w autobusie czy w kolejce... Wtedy ratować może tylko wypracowany przez lata „nawyk" łączenia się z Bogiem - w każdej chwili swego życia. Ten właśnie nawyk pielęgnujmy.
|