Ilu Jonaszów? | 2011-10-05 |
Oj, Jonaszu, Jonaszu! Maleńki najemniku na nie-swojej wojnie. Choć nie wiadomo, czy określenie „najemnik" jest właściwe w odniesieniu do tego, który po pierwsze nie potrafił docenić Bożego powołania na urząd proroka, po wtóre w początkowym stadium realizacji Bożego planu zachowywał się jak dezerter, po trzecie zaś - w jego finalnej rozgrywce niemal jak dywersant. Jeśli jednak był dezerterem to z pewnością nie z powodu strachu, a i owa dywersja nie z tego wynikała motywu. Tu mamy do czynienia z czymś jeszcze gorszym: otóż ów najemnik pragnął nadać owej wojnie własny, przez siebie wymyślony kształt, nie licząc się absolutnie z wolą Dowódcy - Najemcy. W dość groteskowy sposób przedstawiona została w dzisiejszym czytaniu małostkowość Jonasza. Brak litości i miłosierdzia dla grzeszników usiłował tłumaczyć obiektywnością grzechu. Tak jednak nie jest. Wiele przecież zależy od okoliczności zewnętrznych, na które człowiek często nie ma wpływu, jak choćby rodzina i związane z nią wychowanie. To tam uczy się człowiek prawości, sumienności, wrażliwości itd. Na to nakładają się względy plemienne, kulturowe i inne. Nie za wszystko jest człowiek w stanie odpowiadać. Posiada jednak rozum i ten właśnie - wykorzystując lub pokonując wszelkie owe naleciałości - daje ostateczny impuls do zadziałania woli. Ta zaś poszła we właściwym kierunku - ku zaskoczeniu Jonasza Niniwa się nawróciła. Przecież powinien się z tego cieszyć! On zaś - nie. Dlaczego? Prawdopodobnie nie z powodu obiektywnego faktu powrotu stu dwudziestu tysięcy ludzi do Boga. To powinno go cieszyć, ale pewnie poczuł się upokorzony nietrafnością własnego myślenia i to go zabolało. Zachował się jak dzieciak i dlatego jak dziecku musiał Pan Bóg mu wytłumaczyć ciasnotę myślenia i egoizm. Ilu jest pośród nas takich Jonaszów? W ilu spośród nas kryje się jego natura? Dopóki jej nie przezwyciężymy, ziemia długo nie będzie przypominać tej, jakiej pragnął dla nas Bóg. |