Umierają jedynie potępieńcy? | 2011-11-08 |
Na chłodno dość trudno uwierzyć, że Bóg zechciał człowieka uczynić „obrazem swej własnej wieczności", że „dla nieśmiertelności stworzył człowieka". Chociaż jest to niemałą dla nas pociechą. Problem powstaje przy analizie dalszego tekstu: „śmierć weszła na świat przez zawiść diabła i doświadczają jej ci, którzy do niego należą." W kontekście czasu jaki obecnie przeżywamy - wspominania zmarłych i modlitwy za nich, trudno nam zaakceptować myśl, że śmierci doświadczają należący do diabła. Wszyscy oni przecież poddani byli prawu śmierci. Czy więc należeli do Złego? Czy i my do niego należymy, skoro w tym samym kierunku zmierzamy? Czy wreszcie - aż trudno nawet myśleć o tym - sam Chrystus, skoro również umarł...? Prawdopodobnie doskonale rozumiemy, że nie o ten rodzaj śmierci chodzi, która unicestwia ciało. To już w Starym Testamencie mówił Pan Bóg przez Mojżesza, że gdy ludzie będą wierni przymierzu z Nim - żyć będą, gdy zaś się sprzeciwią - czeka ich śmierć. A przecież nikt z nich nie dotrwał do naszych czasów... Tu wyraźnie jest mowa o śmierci duchowej, co zresztą potwierdzają następne słowa: „Zdało się oczom głupich, że pomarli, zejście ich poczytano za nieszczęście i odejście od nas za unicestwienie, a oni trwają w pokoju." To znaczy, że jednak „zeszli" z tego świata. Żyją zaś na sposób duchowy - dusze ich żyją i to jest ważne! Mowa jest też dalej o cierpieniach, które nazywane są „kaźnią". Można je rozumieć na dwa sposoby: po pierwsze jako utrapienia, których dostarcza nam życie - znoszone w pokorze i poddaniu się woli Bożej, oczyszczają nas w miłości i dają prawo do myślenia o szczęściu wiecznym. Można też owe „nieznaczne karcenia" rozumieć jako cierpienia czyśćcowe, które dają udział w dobrach wiecznych. W obu zaś wypadkach otwierają na to, co dla nas najważniejsze - na szczęście wieczne. |