Licznik odwiedzin: 23218132
Rozmowa świąteczna (cz. 2. i 3.)
Rozmowa świąteczna (cz. 2. i 3.)
ks. Wojciech Kujaszewski
2020-12-25

   Księże Stanisławie zakończyliśmy rozmowę o Adwencie - czasie przygotowania do świąt. Proszę powiedzieć, jak wyglądały już same święta?   

   Co do przygotowań: myśmy choinki nigdy nie kupowali - ja mieszkałem pod lasem, to nikt się nie pytał czy może... każdy szedł do lasu, wybierał sobie choineczkę i jeszcze dla sąsiadów się przynosiło. A na Boże Narodzenie naprawdę się czekało, to był rzeczywiście czas oczekiwania. Tęskniło się za Panem Jezusem, za kolędami, za tą atmosferą... bo prezentów jakichś wielkich nie było. Nie było - bo skąd było wziąć? Cudem było, jeśli ktoś zdobył pomarańczę. Kiedy którekolwiek z nas otrzymało pomarańczę (a była nas czwórka), no to... jak to opowiadał kiedyś mój brat, ponieważ pomarańcze zawijane były w papierkach, to oni potem - ci młodsi ode mnie - brali sobie ten papierek, wkładali do zeszytu i pachniało im, nawet w szkole, tymi pomarańczami. Ja już tego nie robiłem - byłem za chciwy - zaraz zjadłem i papierek wyrzucałem. Ale to były rarytasy. Czekoladę, jak ktoś dostał, o jeny!... Cukierki to najczęściej mama nam robiła. Ciastka też były. Choinka była cudownie wystrojona. Żadnej bombki. Jeśli ktoś już ją zdobył, to dopiero była ozdoba! Zwykle jednak jakieś jabłuszko się zawiesiło, jakieś łańcuchy wieszaliśmy. Choinki były piękne, ale niebezpieczne. Nie było elektrycznych lampek - mieliśmy zwyczajne świeczki, które wkładało się w specjalne żabki. I na tym polegało to  niebezpieczeństwo, że potrafiły się one czasem przekręcić. I wtedy choinka się paliła... Żabkę więc dodatkowo związywało się sznureczkiem. A i tak pamiętam, że kiedyś musieliśmy z choinką szybko wybiegać, bo zaczęła się palić. 

   A na czym polegały prace w domu?    

   Wigilia sama była  przepiękna. Tak było już w późniejszych latach, że przy naszym domku mieliśmy kozę, świniaczka, i kurki mieliśmy, i jajka. W Wigilię najpierw dbało o zwierzęta. Moja mama mówiła: pierwsze, chłopcze, pamiętaj, żeby koza miała czyściutko, żebyś jej świeżo wymościł i świniaczek żeby miał dobrze: podrap go, poklep - one muszą czuć, że są święta. To było pierwsze. Drugi był dom. Myśmy mieli podłogę drewnianą, to musiała być wyszorowana nie z tej ziemi! Mieliśmy też stary dywan - to mój brat go musiał kiszoną kapustą czyścić, żeby pachniał. To były takie proste zwyczajne rzeczy... Ale to one pozwalały odczuć w domu to ciepło, tę radość.   

   Choinka była dopiero w Wigilię. Ona sprawiała, że... pachniało świętami. Na stół kładło się najlepszy obrus jaki był - biały, wigilijny. A jedno miejsce zawsze czekało na mojego tatę. Pamiętam też, że sianko kładliśmy pod obrus. Opłatek był zawsze. I te potrawy! No, w tamtym czasie, po wojnie, myślenie o 12 potrawach nie wchodziło w rachubę. To, co najlepsze było do zdobycia, to się miało. Pamiętam, że zawsze barszcz był, jeszcze dziś mi ten barszcz pachnie. No i ryba - też była. Pamiętam również, że na tę noc mama przygotowywała (dzisiaj się już tak nie mówi) sznurowaną kapustę. To była kiszona kapusta z grzybami.

   Czy u księdza był zwyczaj wigilijnego postu?   

   U mnie do dzisiaj jest post. To było tak oczywiste, że nikt nawet nie śmiał podawać dań mięsnych. To był taki prawdziwy post. Nie tylko z konieczności - bo nie było nic takiego, co można było kupić, ale po prostu: płynął z wiary, z serca. Czekało się na święta. Wtedy wszystko smakowało. A najważniejsza to była radość, radość z byle czego - i z tej wspominanej pomarańczy. Nie dostawało się zabawek, bo ważniejsze były skarpety ciepłe albo nowe buty, albo czapka. To były bardzo potrzebne i konkretne rzeczy, to się dostawało na Gwiazdkę. Ileż w tym było radości!...

  Do tej pory przywołał Ksiądz wiele pięknych wspomnień dotyczących Bożego Narodzenia, a co z Pasterką?   

   Nie wyobrażam sobie nie być na Pasterce. Na to się czekało. Kościół był nabity ludźmi po brzegi - nie mieścili się w środku. Okazywało się niekiedy, że korzystali ci na zewnątrz, bo w kościele nie było czym oddychać - ludzie opierali się o siebie. Ja wolałem być zawsze gdzieś z przodu, chociaż ministrantem nigdy nie byłem. Ale do przodu się pchałem, coś mnie tam ciągnęło. Bardzo mile wspominam te wieczorne Msze. Nie zdarzało się, żeby ktoś z rodziny nie był na Pasterce. To była radość, to było wydarzenie, na to się czekało.  I ten śpiew, i ten Proboszcz Rompa w kadzidłach....

   No właśnie, a jak Ksiądz wspomina ks. Proboszcza Franciszka Rompę?   

   Był wyjątkowym kapłanem. To był człowiek... taki z krwi i kości. Potrafił się denerwować, potrafił czasami być twardy, ale on naprawdę kochał ludzi. Kochał Pana Boga i kochał ludzi. Z każdym człowiekiem umiał rozmawiać. Kiedy zbliżały się moje prymicje, to gdzieś tam w Czersku (rodzinnych stronach mamy) moi krewni utuczyli świniaka. Nie wiedziałem jak go przewieźć. Pociągiem nie można było. Wtedy ks. Rompa miał Warszawę. Zaofiarował się  i przywiózł nam tego  świniaka. On był bardzo, bardzo kontaktowy. Jego nabożeństwa były szybkie, konkretne, ale prowadził je z wielkim oddaniem.

     Powie Ksiądz jeszcze o kolędowaniu? W tym roku przez panującą pandemię kolędy nie będzie. Jak Ksiądz zapamiętał to wydarzenie? 

   Wydarzenie! Nie tyle dla księży, co dla rodziny! Na księdza się czekało godzinami, zanim dotarł do domu. Ludzie pytali się, gdzie ten ksiądz już jest? Dzieciaki był forpocztą - to one szukały gdzie aktualnie jest ksiądz. A gorzej, jeśli zmienił kierunek... Ale kiedy już przyszedł to było święto w domu.

    Pamiętam, że ks. Rompa miał zawsze przygotowane miejsce. Gdy chciał uklęknąć do wspólnej modlitwy, a wtedy już z trudem klękał, to przygotowaliśmy mu specjalny dywanik. No i wtedy zaczynały się rozmowy. Miał czas na te rozmowy. Gdzie musiał siedzieć dłużej, tam siedział dłużej. Ksiądz Rompa zawsze miał czas. Zawsze usiadł, z dziećmi porozmawiał, potem my szliśmy do swojego pokoju i Ksiądz rozmawiał z mamą - o jej problemach, bolączkach, radościach. Dlatego to było prawdziwe wydarzenie.   

   Księże Stanisławie, serdecznie dziękuję za rozmowę.   

    Ja również dziękuję za możliwość podzielenia się wspomnieniami i chciał-bym życzyć wszystkim parafianom Prawdziwie Bożych świąt. Tej atmosfery wyczekiwania, jak za dawnych lat i radości z każdej chwili świętowania. 

Piątek
19 kwietnia 2024
Okres zwykły
7:30 - Msza św.
Intencja: Z podziękowaniem za otrzymane łaski, z prośbą o błogosławieństwo Boże i opiekę Matki Najświętszej w dalszym życiu dla Dominiki i Łukasza - z okazji roczn. ślubu
18:00 - Msza św.
Intencja: ++ Teresa Richert, Lidia Makowska, bracia: Zygmunt, Roman, O. Marceli i rodzice z obojga stron oraz szwagrowie

(c) copyright 2009 - 2011 by Parafia Chrystusa Króla w Gdyni Małym Kacku