Licznik odwiedzin: 23530501
Zamyślenia
W stronę Świętej Rodziny
2015-11-29

 Niedawno zakończył się Synod Biskupów poświęcony rodzinie. Wiele wskazywało na to, że papież ogłosi Rok Rodziny. Tak się nie stało. Widać ma inną wizję, choć sprawy rodziny głęboko leżą mu na sercu. Wiemy, jak wiele zależy od rodziny. Czekają nas bardzo rodzinne Święta, potem Niedziela Świętej Rodziny. Dobrze byłoby i nasze rodziny na ten wzór modelować.

    W nawiązaniu do dzisiejszej homilii chcielibyśmy zaprosić wszystkich małżonków do pogłębienia tego tematu w Waszych małżeństwach i rodzinach. Poniżej umieszczamy kilka pytań, które, w co mocno wierzymy, mogą Wam w tym pomóc. Zostały one przygotowane przez doświadczone małżeństwo. Zachęcamy Was byście po ich przeczytaniu chcieli znaleźć chwilę na napisanie listów. Tak, listów. To zadanie ma tę zaletę, że możemy wypowiedzieć się po zastanowieniu i z dystansem do własnych emocji oraz z życzliwością dla adresata. Od waszej inwencji i szczerości wiele zależy. Napiszcie wszystko co Wam „leży na sercu", a także co Was cieszy.

   Po wymianie listów zapraszamy do dialogu według następujących zasad:- wsłuchanie się w wypowiedź współmałżonka,- nie ocenianie jej, nic nie sugerować, nie przekonywać, nie ... atakować, przyjąć ją z miłością.   Jest to droga do wzajemnego zrozumienia, aż po przebaczenie ewentualnych braków i win, ku odnowieniu relacji małżeńskiej. Można na tę okoliczność zapalić świecę, symbolizującą obecność Chrystusa, i wspólnie się pomodlić.

   I Niedziela Adwentu

Nabierzcie ducha

- Jak wspominam nasze pierwsze spotkanie?

- Co mnie w Tobie urzekło?

- Jakie były i są pragnienia mojego serca?

- Kim Ty dla mnie jesteś?

- Co mi się podoba w Tobie, w nas?

- Co się nie podoba, co denerwuje?

- Co chcę zmienić w sobie (w Tobie)?

- Co mnie cieszy? Co martwi?

- Za co dziękuję Bogu, o co Go proszę? 

Chodzi o dobro
ks. Krzysztof
2015-10-25

   Z roku na rok w Polsce co raz mocniej rozpowszechnia się zwyczaj „Halloween". Dla wielu jest to fajna zabawa związana z dekorowaniem sklepów i domów, wydrążonymi dyniami bądź elementami związanymi z duchami, wampirami, czarownicami czy innymi potworami. Szczególnie dla dzieci jest to okazja do zbierania cukierków i poprzebierania się.   Kościół od jakiegoś czasu ostrzega przed tym zwyczajem, co spotyka się z ogromną krytyką. „Cóż złego jest w zabawie, przebieraniu się i niewielkim straszeniu ludzi?" Problemem nie jest radość dzieci. Problemem jest kontekst, w którym tę zabawę osadzamy. Początek listopada to czas wspominania zmarłych i modlitwy do Świętych. Odchodząc od naszych chrześcijańskich tradycji odwraca się uwagę od naśladowania świętych i błogosławionych, a skłania się do przyjęcia zbanalizowanej wizji świata nadprzyrodzonego. Pokazujemy dzieciom, młodzieży i samym sobie, że nie ma nic złego w obcowaniu ze złem. Inną kwestią jest sposób zdobywania cukierków, który czasem kończy się obrzucaniem domów jajkami, albo innymi „psikusami".   Same korzenie „Halloween" sięgają pogańskich obchodów święta duchów i celtyckiego boga śmierci. Autor „Biblii Szatana" i twórca współczesnego satanizmu Anton Lavey stwierdził, iż noc z 31 października na 1 listopada jest największym świętem lucyferycznym. Kroniki policyjne potwierdzają wzmożoną liczbę aktów przemocy o charakterze okultystycznym, nasilających się w tym właśnie czasie.   Nie chodzi więc o zabranianie dzieciom i młodzieży zabawy, ale o uczenie ich dobrych wartości i pięknego przeżywania życia. Wreszcie o kształtowanie w nich prawdziwego ducha chrześcijańskiego opartego na prawdzie, pomocy, wolności, radości i życia. Nie chodzi też o to by kwestionować zło, ale proponować dobro, dlatego w wielu miejscach proponuje się akcje pod ciekawą nazwą: Holy Wins, czyli „święty zwycięża", gdzie indziej Marsze Świętych, uwielbienia czy bale Świętych. Propozycje dla naszej parafii przedstawiamy w ogłoszeniach duszpasterskich. 

Wybory parlamentarne już za tydzień...
2015-10-18

   Tak wiele życzliwości, tyle uśmiechów wychylających się z wyborczych plakatów i banerów! Tyle obietnic podnoszących na duchu (i mamiących nas - zgodnie z hasłem umieszczonym na półce jednego ze sklepów na naszym osiedlu: „Nikt wam nie da tego, co my obiecamy..."). Chciałoby się powiedzieć: „Chwilo, trwaj!" A tymczasem wielu z nas jest zupełnie skołowanych, przy tym poirytowanych, rodzą się kłótnie sąsiedzkie i rodzinne. Wielu zupełnie nie odnajduje się w takim świecie, a problem potęgują jeszcze agresywne i często nieprawdziwe spoty wyborcze, jakimi karmią nas różne telewizje. W wielu naszych rodakach budzi to zniechęcenie czy nawet bunt przeciwko skorzystaniu z prawa wyborczego. A szkoda... bo za chwilę możemy narzekać na kolejne rządy. Trzeba więc wybierać i to mądrze wybierać. To nasz obowiązek. Episkopat Polski też o tym przypomina w komunikacie z ostatniego spotkania. Oto on:

    Ojciec Święty Franciszek w adhortacji „Evangelii Gaudium" przypomina, że „odpowiedzialne obywatelstwo jest cnotą, a uczestnictwo w życiu politycznym jest obowiązkiem moralnym" (220). A zatem każdy obywatel - wierzący w szczególności - ma prawo i obowiązek uczestniczenia w zbliżających się wyborach parlamentarnych.

   Pamiętajmy jednak, że „Kościół mocą swej misji oraz zgodnie ze swą istotą nie powinien wiązać się" z żadną partią lub „systemem politycznym, gospodarczym czy społecznym" oraz że „właściwe posłannictwo, jakie Chrystus powierzył swemu Kościołowi, nie ma charakteru politycznego, gospodarczego czy społecznego" (Gaudium et spes, 42).

   Zachęcamy więc każdego z wiernych do głosowania w zgodzie z własnym sumieniem, wrażliwym na dobro wspólne i stojącym na straży życia każdego człowieka od poczęcia do naturalnej śmierci.    

    Wszystkich wiernych prosimy o modlitwę w intencji naszej Ojczyzny.  

Po co komu droga...?
2015-10-04

   U początków cywilizacji, gdy ludzie żyli w gęstych lasach, zasadniczo nie mieli potrzeby przemieszczania się, bo i po co, skoro byli samowystarczalni. Z czasem nauczyli się wykorzystywać rzeki jako środek transportu, a później budowali drogi. Te zaś, w miarę przyspieszania tempa życia, stawały się nie dość gładkie i nie dość proste. Dziś mamy drogi lądowe, po których można (przepisowo) przemieszczać się z prędkością 140 km na godzinę. Chciałoby się powiedzieć, że jakość dróg odzwierciedla tempo życia społeczeństwa. Pozostaje jednak pytanie: Dokąd się tak śpieszymy? Jakie racje decydują o tym, że zależy nam na szybkim pokonywaniu odcinków ziemskiej drogi?

   Znamy wszyscy film Tengiza Abuładze „Pokuta". Końcowa scena przedstawia pewną staruszkę, która zatrzymuje się przy oknie parterowego domu i pyta o drogę do cerkwi. W odpowiedzi słyszy, że ta droga nie prowadzi do cerkwi. Zdziwiona odwdzięcza się pytaniem: „Po co komu droga, która nie prowadzi do świątyni?"

   Warto mieć ten obraz przed oczyma, gdy na co dzień śpieszymy po naszych, gdyńskich drogach. Mały Kack nie jest centrum miasta, ale - zwłaszcza w godzinach rannych i popołudniowych - sporo aut przejeżdża obok naszego kościoła. Zdarza się nawet, że parkują przy ul. ks. Bpa Szlagi i czasem ktoś wejdzie do świątyni. Nie są to jednak tłumy... Dzieci idące do szkoły czy wracające z niej nie mają jeszcze tego nawyku, bo kto miałby je tego nauczyć? A co jest celem naszych dróg, naszego pośpiechu, wysiłku i nerwów? Dokąd prowadzą nasze drogi? Czy nie warto by od czasu do czasu skręcić w ten cichy zaułek, by przekonać się o sensowności naszych doczesnych, niełatwych dróg? 

Odmawiajcie codziennie różaniec
2015-09-27

   Ile razy? W ilu miejscach na świecie - podczas kolejnych objawień Matka Najświętsza dopomina się o ten „drobiazg"? Modlitwa bardzo prosta, niewymagająca, zarówno dla ludzi pros-tych jak i wykształconych - obecna na całym świecie. Chyba nie doceniamy wartości tej modlitwy, tak przez Najświętszą Matkę umiłowanej. Dlaczego tak zależy Maryi na tej akurat modlitwie? Kiedyś się dowiemy - dziś możemy się zaledwie domyślać. Jest to przecież przede wszystkim rozmyślanie na temat życia Odkupiciela. Tak naprawdę bowiem od tajemnicy Zwiastowania do Ukoronowania Matki Najświętszej na Królową nieba i ziemi - w każdej jest obecny Pan Jezus. Gdy, odmawiając kolejne „Zdrowaśki", usiłujemy uwolnić naszą myśl, by - uzbrojona wyobraźnią - przeniosła się w przestrzeni i czasie do tamtych wydarzeń. I gdy jeszcze samych siebie zdołamy postawić tam blisko, w charakterze uczestników czy świadków, to modlitwa taka będzie nie tylko ważnym przeżyciem, ale i zjednoczeniem niemalże.

    Wielu ludzi wielkie żywi nabożeństwo do Matki Najświętszej, dając temu dowód właśnie przez odmawianie różańca. Dzień bez tej modlitwy jest jakiś taki pusty... Czegoś zaczyna brakować. Dlatego różańce noszą w kieszeni, torebce, wieszają na lusterkach swoich aut, czy w formie obrączki noszą na palcu. Zwłaszcza wtedy można powiedzieć, zgodnie z prawdą, że zawsze jest on „pod ręką".    Do tej modlitwy trzeba się przyzwyczajać. Ileż to czasu tracimy jadąc samochodem, stojąc w pociągu czy trolejbusie! A wystarczy dyskretnie sięgnąć do kieszeni i przesuwać paciorki. To jest modlitwa, a modlitwa łączy nas z Bogiem, otwiera się kanał przepływu łaski, oczy duszy się otwierają i odgadujemy Bożą wolę. Ileż natchnień w tym czasie odbieramy! Ileż przychodzi gotowych rozwiązań spraw, zdawałoby się, niemożliwych do załatwienia. Nie na darmo utrwalono w kamieniu wizerunek naszego papieża, zatopionego w modlitwie, z różańcem w dłoniach.

   Dlatego nie wolno nam zaniedbać tego nabożeństwa. W minionym roku, choć nabożeństwa dla dzieci odbywały się przy nowej kaplicy Matki Bożej z Nazaretu, tłumów rozkochanych w Matce Bożej trudno było uświadczyć. A i dorosłych mogło być więcej. Dlatego zachęcamy do wspólnego wielbienia naszej Pani - jeśli już nie w kościele, to przynajmniej w domach. 

Pewna myśl rekolekcyjna
2015-07-12

   Dziś ostatni dzień rekolekcji oazowych. Wiele myśli w tym czasie podsuwał Pan Bóg, abyśmy Jego mądrością krzepili się na kolejnych etapach naszego życia. Jedno z owych natchnień dotyczy modlitwy. Banalne. Ale warto się podzielić.   Skoro trwa odwieczna walka Światła z ciemnością, a wiemy dobrze jaki będzie jej finał, to najbezpieczniej jest wzorem ćmy radośnie fruwać wokół źródła tejże Światłości, jakim jest Pan Bóg. Radośnie podskakiwać i zbliżać się jak najbardziej, aby w końcu z Płomieniem tym stworzyć jedność - spłonąć w Nim. To i tak jest naszym przeznaczeniem. Tylko trwanie w bezpośredniej bliskości Płomienia daje gwarancję, że ciemność nas nie pochłonie. 

Parafianie Roku
ks. Zenon
2015-06-14

   No i stało się. Telefony, SMS-y, gratulacje... Z jakiego powodu? „Został ksiądz proboszczem roku!" - słyszę. To dobrze, że nie „na rok" - pomyślałem. Niejednokrotnie mówiłem, że liczę na dożywocie w Małym Kacku...

   A tak poważnie, to sam udział w konkursie ogłoszonym przez „Dziennik Bałtycki" zaskoczył mnie przed kilkoma tygodniami, gdy zadzwonił ksiądz kanclerz z Kurii Metropolitalnej i poinformował, że coś takiego się odbędzie, i że w tym roku zgłoszenia idą z innego klucza, bowiem ks. Arcybiskup wytypował po jednym proboszczu z dekanatu. Szybkie pytanie i odpowiedź, która uświadomiła mi, że odmowa nie byłaby mile widziana... Jasne. Niczego nie trzeba było dopowiadać. W takich jednak sytuacjach istnieją zawsze dwie obawy: 1) aby nie zająć ostatniego miejsca (bo to mogłoby być nie najlepsze świadectwo) 2) aby nie było to miejsce pierwsze (bo tam wysoko wszystko widać, a przecież nie wszystko jest idealne...) Świętej pamięci mama zawsze powtarzała: Nie bądź nigdy ani przy tych pierwszych, ani przy ostatnich - pośrodku najbezpieczniej. Dotyczyło to nawet jazdy autobusem czy pociągiem. Zawsze tak siadaliśmy.

    Samym konkursem zupełnie się nie przejąłem. Jest to bowiem rodzaj plebiscytu, który jeśli nawet uraduje Niedzielą Palmową, to przybić może Wielkim Piątkiem... Poza tym nie jest to żadne odzwierciedlenie „wartości" kapłana, będącego na konkretnym miejscu. Jedni bowiem pracują na parafiach kilkusetosobowych, inni na kilku- czy kilkunastotysięcznych. Jakie więc porównanie? Jaka równość szans? Ani razu nie spojrzałem na wyniki, ale oczywiście co kilka dni ktoś informował przy kościele o zajmowanej pozycji. I co się okazało? Pierwsze miejsce... Pytałem sam siebie: Co to za konkurs, który nie zależy ode mnie, ale od parafian? Przecież nawet palcem nie kiwnąłem, a wygrałem? Nabrałem więc przekonania, że tak naprawdę nie jest to konkurs na proboszcza ile raczej test na operatywność parafian (i nie tylko parafian - jak się dziś okazuje...)

   Oczywiście jest mi bardzo miło i niezmiernie wdzięczny jestem wszystkim, którzy zainwestowali swoje pieniądze, aby ich proboszcz mógł się znaleźć na pierwszym miejscu. Teraz dopiero dowiedziałem się, że po cichutku wypracowano długofalową strategię, która przewidywała wysłanie lawiny SMS-ów w ostatnich godzinach konkursu. Okazała się ona skuteczna. I to właśnie utwierdza mnie w przekonaniu, że był to konkurs na „operatywność parafian".

   Wdzięczny wszystkim za życzliwość nie zamierzam jednak celebrować tego „zwycięstwa", bo podobnymi sukcesami tuczy się pychę ludzką, a zaufanie rzekomej doskonałości zniechęca do działania. Wynika z tego tylko jedno: skoro konkretny cel potrafi zjednoczyć tak wielu i to tak skutecznie, to oznacza, że w tej wspólnocie wszystkiego można dokonać. I na to właśnie liczę. 

Uszczelnić arkę!
2015-06-07

   No, akurat w Gdyni może to nie brzmieć jednoznacznie, dlatego szybko uściślam: nie chodzi o klub sportowy. Parafrazując słowa św. Jana Pawła II o Westerplatte, można by powiedzieć: Każdy ma swoją arkę, którą trzeba zbudować i tak zabezpieczyć, by skutecznie zapewniła schronienie na czas potopu.    Heraklit z Efezu powiedział kiedyś, że jedyną stałą rzeczą w życiu jest zmiana. Wszystko nieustannie się zmienia, (dodajmy, że poza Bogiem) nie ma stałości, nie ma niczego pewnego. Anna Jantar śpiewała: Nic nie może przecież wiecznie trwać, co zesłał los trzeba będzie stracić... itd. Nawet względne poczucie bezpieczeństwa, wewnętrznego pokoju, wynikającego z silnej więzi z Bogiem, też jest utracalne. Wszystko lec może w gruzach na skutek choroby, niewierności najbliższego przyjaciela czy - nie daj Boże - wojny. Gdzie w takich sytuacjach znaleźć można schronienie? Jako ludzie wiary odpowiadamy: przy Bogu. Nie jest to jednak takie proste. W sytuacjach ekstremalnych, gdy zostaje człowiek doprowadzony na skraj rozpaczy, niezwykle trudno przewidzieć, jak się zachowa. W takich na przykład obozach koncentracyjnych niektórzy ludzie ulegali zezwierzęceniu, inni zaś osiągali świętość. Bardzo wiele zależy tu od działania łaski Bożej, ale też ogromną rolę spełnia owa arka, którą winniśmy zbudować „na wszelki wypadek". Takie schronienie na czas trudny. Biblijny Noe, dzięki swemu poświęceniu i determinacji, nie tylko dał schronienie swojej rodzinie, ocalił określoną pulę zwierząt, ale też stał się przyczyną przetrwania ludzkości. Dlatego każdą modlitwą, każdym sakramentem, różańcem, pielgrzymką, dobrem wyświadczonym z motywu miłości do Boga, budujemy „swoją" arkę - miejsce schronienia na czas, kiedy bezradni będziemy wobec potęgi fal przewalających się ponad nami i - jak to bywa z żywiołem - z potężną siłą wciskających się w każdą niezabezpieczoną szparę. Pomyślmy o Noem - gdyby jego statek nie był idealnie szczelny ciśnienie wtłoczyłoby wodę do wnętrza, a rodzina przyjaciela Boga, podzieliłaby los grzeszników. Tyle, że nieco później. 

   Dlatego musimy pamiętać o tym, aby - budując swoją arkę - nie godzić się na jakikolwiek „brakoróbstwo". Nie wolno nam godzić się na zło w żadnej postaci, trzeba maksymalnie uszczelnić arkę, by żadną szczeliną żywioł nie wsączył się do naszego osobistego miejsca schronienia. Jeśli zaś mamy z czymś problem, to od czego jest Pan Bóg? Ten, który dał dokładne instrukcje Noemu, również nam pozostawił schemat działania. A w razie potrzeby, doraźnie podpowie. Traktujmy tylko Jego słowa poważnie i dokładnie wypełniajmy, aby w sytuacji zagrożenia, utraty pokoju, mieć w odwodzie miejsce azylu, swoją arkę ucieczki i ocalenia. 

Czas to...
2015-05-24

  ...oczywiście: pieniądz! Tak byłoby poprawnie. Nikt by się nie zdziwił, bo przyzwyczailiśmy się do tego powiedzenia: Czas to pieniądz. Wynika to oczywiście stąd, że pieniądze zarabia się poświęcając czas i siły na ich zdobycie. Problem polega jednak na tym, że nie istnieje proporcja między ilością czasu poświęconego na pracę, a uzyskanymi za ową pracę pieniędzmi. Jedni, pracując od świtu niemalże do nocy przez cały miesiąc, nie są w stanie zarobić tyle, ile inni uzyskują za kilka minut umiejętnie przeprowadzonej negocjacji. Niesprawiedliwe? Oczywiście. Ale kto powiedział, że sprawiedliwość jest w ogóle na ziemi osiągalna? Niniejsze rozważanie nie dotyczy jednak sprawiedliwości, a czasu. Skoro „produktem" efektywnie wykorzystanego czasu jest pieniądz, należałoby zastanowić się z kolei nad „produktem" pieniądza. Kilka dekad temu polski satyryk, Marian Załucki, zastanawiał się w jednej ze swoich fraszek nad tym, na co idą pieniądze i odpowiada sam sobie: Pieniądze zwykle idą na to, na co my idziemy... Chodziło się wówczas na film, na dyskotekę czy na piwo. Dziś oferta jest znacznie szersza, stąd i potknięć może być zdecydowanie więcej. Spróbujmy na własny użytek przyjrzeć się zakupom z ostatniego roku. Nie chodzi tu, oczywiście, o wiktuały czy środki czystości, ale już gdy brać pod uwagę choćby garderobę, to bywa czasem, że nie tylko kobieta, stając przed pękającą szafą, mówi sama do siebie: Nie mam się w co ubrać. Więc po co było tyle kupować, skoro się to nie nadaje? Inne zaś rzeczy nadają się, a nawet przydają, ale na krótko. Na przykład aparat fotograficzny, za który trzeba było przed dziesięciu laty zapłacić duże pieniądze, dziś nie spełnia koniecznych wymagań i leży sobie głęboko w szufladzie. A ile kosztował pieniędzy?... W ten sposób można by „pozwiedzać" złomowiska, na których można znaleźć sprasowane, stare samochody - niegdyś dumę ich właścicieli, urządzenia, maszyny. Podobnie jest z starymi domami, zniszczonymi dworkami czy zamkami dawnych książąt... Gromadzili pieniądze, podejmowali wysiłki i starania, poświęcali czas, a dziś nikt już o nich nie pamięta. Po wielu z nich nie pozostały nawet szczątki kości, a duch...? No właśnie. Przede wszystkim o niego dbać trzeba. Jeśli ktoś to rozumie, nie będzie już mówił: Czas to pieniądz, ale czas to łaska. Tylko bowiem w czasie możemy być konsumentami łaski, rozumianej jako dar pochodzący od Boga, we współpracy z którą powstają dobre dzieła. Śmierć kończy czas zasług, ale też i grzechów. Szczęśliwość wieczna będzie nagrodą za właściwe wykorzystanie łask danych nam na ziemi dla dobra innych. To dobro się nie starzeje, nie rdzewieje i wiecznie będzie modne... Nie dajmy się zaślepić obrazkom i błyskotkom. Czas to łaska. Z niej będziemy rozliczani. Już niebawem.

Modlitwa o powołania
2015-04-26

   Co roku czwartą Niedzielę Wielkanocną przeżywamy jako Niedzielę Dobrego Pasterza. Uwaga nasza skupia się, oczywiście, w tym dniu na Tego, który sam o sobie mówił, że jest Dobrym Pasterzem, czyli na Chrystusie Panu. Ale to właśnie On zobligował nas do troski o nowe powołania, do modlitwy o nowych robotników w Winnicy Pańskiej.

   Truizmem byłoby powtarzanie jak wielką łaską jest życie we wspólnocie posiadającej kapłanów. Skoro Panu Bogu spodobało się przez prostych ludzi dawać siebie ludziom i przez ich służbę szafować sakramentami, to wielkim jest szczęściem możliwość korzystania z tych Bożych darów. Każdy kapłan ma świadomość tego, jak wielką obdarowany został godnością mimo swoich słabości i dlatego przybywa do wskazanej mu przez biskupa wspólnoty tak jak św. Paweł: w słabości, w bojaźni, i z wielkim drżeniem (1 Kor, 2,3).

   Wielu ludzi doskonale rozumie ciężar tej odpowiedzialności i dlatego wcale nie jest im obojętne, jakiego mają pośród siebie kapłana. Ci, którzy naprawdę posiadają świadomość żywego Kościoła, nie ograniczają się jedynie do utyskiwań na porządki panujące we własnej wspólnocie, ale poprzez gorliwą modlitwę i osobiste zaangażowanie, usiłują wpływać na kształt współtworzonej parafii. Nie zaniedbują też działań i modlitwy w intencji powołanych oraz o nowe powołania do służby w Kościele. Jakże to ważne, aby nie skończył się szereg wzywanych przez Boga do Winnicy Pańskiej! Dlatego bardzo cieszy, że od pewnego czasu pojawiają się pierwszoczwartkowe Msze św. w intencji osób konsekrowanych oraz o liczne i święte powołania kapłańskie i zakonne - również z naszej parafii. Trzeba koniecznie tworzyć właściwy klimat modlitewny i społeczny wokół tej tematyki, aby młodzi ludzie - na przekór modom - chcieli życie swe oddawać na służbę Dobremu Pasterzowi. Ostatnim powołanym z naszej wspólnoty jest ks. kan. Maciej Sobczak. Dzięki Bogu jeden z nas w tym roku udaje się do oo. paulinów. Może łaskawym okiem wejrzy Bóg na Parafię Chrystusa Króla i powoła kolejnych robotników do swej Winnicy? Tylko nie przestawajmy się modlić i twórzmy klimat wiary w naszych domach. Na dobrej glebie ziarno wyda plony... 

Piątek
26 kwietnia 2024
Okres zwykły
7:30 - Msza św.
Intencja: ++ Rodzeństwo: ks. Leon, Stanisłąw, Edmund, Jan, Siostra Natalia, szwagier Zdzisław i Jadwiga
18:00 - Msza św.
Intencja: ++ EdwardSawicki (21.r. śm.) i rodzice z obojga stron

(c) copyright 2009 - 2011 by Parafia Chrystusa Króla w Gdyni Małym Kacku