Licznik odwiedzin: 24063851
Z życia parafii
Moja Ukraina. U Jazłowieckiej Pani.
ks. Piotr
2018-10-28

   Ranek powitał nas deszczem. Poranna Msza święta była sprawowana uroczyście. Oprócz księdza Wojciecha, neoprezbitera wyświęconego we Lwowie, a pochodzącego z Kaszub, odprawiali Eucharystie jeszcze dwaj dominikanie. Jeden z Charkowa drugi z Rzeszowa. Przemierzając rowerami bezkresne tereny Ukrainy zatrzymali się na noc w Jazłowcu. To dom macierzysty sióstr. W kaplicy króluje Matka Boża Niepokalana. Oryginał figury Matki Bożej w 1946 roku został w „cudowny\" sposób przetransportowany do Szymanowa koło Warszawy. Piszę cudowny, bo przy pomocy żołnierzy Armii Czerwonej. Po nawiedzeniu grobowca sióstr Niepokalanek, gdzie spoczywa błogosławiona siostra Marcelina Darowska, ruszyliśmy z ks. Wojciechem do niedaleko położonego Buczacza. Tam czekał na nas przewodnik. Pan Stanisław. Jest nauczycielem historii w miejscowej szkole, ale chętnie dorabia opowiadając grupom Polaków o historii tego pięknie położonego miasta. To miasto gdzie jest wiele pamiątek historycznych po właścicielach z rodu Potockich. Mogliśmy podziwiać pięknie odnowiony kościół Wniebowzięcia NMP. Po obiedzie w Jazłowcu ruszyliśmy na południe do Śniatynia, by odwiedzić grób błogosławionej Marty Wieckiej. Niestety nie było nam dane dowiedzieć się, że jej grób znajduje się na cmentarzu. Ruszyliśmy w powrotna drogę do Rohatyna. Tam czekała siostra Damiana ze smaczną kolacją i z ks. Krzysztofem, który mnie zastępował przez cztery dni. Rzeczywiście byliśmy zmęczeni, syci wrażeń i spokojni. Wiadomo - już w domu.

Takie tam drobiazgi...
2018-10-21

   Każdy, kto ma na głowie utrzymanie domu, zdaje sobie sprawę z tego, że co i rusz trzeba się czymś zająć: a to dach, a to piec, a to elewacja itd. Kościół pod tym względem nie odbiega od tych założeń. I tu wiecznie się coś dziać musi. W minionym czasie udało się wreszcie zamontować na zewnętrznych ścianach kościoła kilka głośników, które dyskretnie podwieszone pod gzymsem, czy figurą Chrystusa Króla nie rażą swoim wyglądem, a zapewniają odsłuch Przydały się zwłaszcza podczas ostatnich procesji fatimskich.

   Kolejna rzecz z ostatniego czasu to domofon zainstalowany w plebanii. Ponieważ pierwotnie był tu tylko jeden dzwonek (właściwie gong), który usytuowany był w korytarzu na parterze i trudno było się dodzwonić do wikariusza. Półśrodkiem okazał się dzwonek bezprzewodowy - szybko wyczerpywały się baterie. Pewna firma wyceniła instalację domofonu do wszystkich pomieszczeń plebanii na 3 tys. zł... Zakup urządzenia przez internet i trochę pracy pozwoliło zmniejszyć koszt o trzy czwarte...   W minionym tygodniu natomiast znów gościliśmy organmistrzów, którzy dokonali koniecznego przeglądu instrumentu, dokonując drobnych napraw i dostrojenia niektórych głosów.

    A skoro już o chórze mowa, najwyższy już czas było wymienić komputer przy organach, z którego wypadło już kilka klawiszy, a ekran świecił tylko w połowie. Cierpliwość p. Oli wystawiona była na wielką próbę. Od kilku dni ma już do dyspozycji nowszy egzemplarz, który winien działać bez zarzutu. 

W końcu się udało!
2018-10-21

   I to za sprawą pani Reginy, która mocno wzięła sobie do serca zachętę do utworzenia w naszej wspólnocie kolejnej Róży Żywego Różańca, ale pierwszej ukierunkowanej w modlitwie na dzieci. Ponieważ pani Regina jest też członkinią Legionu Maryi pod patronatem Maryi Gwiazdy Morza, dlatego zaproponowała, by nowa Róża Różańcowa również pod takim wezwaniem funkcjonowała.

    Do pełnego składu takiej Róży potrzeba dwudziestu osób i to się pani Reginie udało. Ona też została zelatorką tej Róży. Od pierwszego listopada cała dwudziestka realizować będzie modlitewne zobowiązanie (niezbyt zresztą obciążające) do ofiarowania każdego dnia jednej dziesiątki różańca świętego i to za swoje dzieci. Nawet trudno dociekać, czy to jakaś zasługa, czy raczej chwalebny obowiązek. Dość jednak, że w końcu taka grupa powstała.

   Nie wykluczone, że i inni rodzice zechcą odpowiedzieć na apel Maryi i codziennie ofiarować dziesiątkę różańca św. za własne dzieci. (Tej modlitwy zresztą nigdy za wiele...) Można to uczynić zgłaszając się do pani Magdy, która w tym zakresie próbuje zrekrutować rodziców dzieci przygotowujących się do przyjęcia I Komunii św. (patrz str. 1.) albo właśnie do pani Reginy (tel. 509 116 591) 

Moja Ukraina. Tam szum Prutu, Czeremoszu.
ks. Piotr
2018-10-21

   Pierwszy dzień sierpnia. W Polsce rocznica wybuchu Powstania, a ja z Piotrem żegnamy się z Ojcem Anatolijem, siostrą Teresą i poznaną panią Lidką z Białorusi, która przygotowuje nam na drogę wspaniałe pierożki. A droga wiedzie na południowy wschód, Tam gdzie wody Prutu, Czeremoszu przemierzają przez piękne, malownicze Podole - abyśmy, jako mężczyźni, nie wybaczyli sobie nawiedzenia tak ważnych dla Polaków miejsc, jak Kamieniec Podolski, czy Chocim. Pogoda piękna, jednak im dalej, tym jakość drogi coraz gorsza. I tak dobrze spisuje się nasze autko. Z daleka widać baszty zamku kamienieckiego. Ale, by tam się dostać, trzeba zapłacić za wjazd do miasta. Dopiero stając pod samymi mu-rami widać ogrom architektoniczny zamku. Mamy szczęście. Jakaś polska wycieczka słucha opowiadań przewodnika. Spędzamy tu wiele czasu. Dla turystów jest tu wiele atrakcji. Zamek jest połączony z miastem pięknym kamiennym mostem. Słuchamy dramatycznej historii miasta, gdy w XVII wieku mieszkańcy, opuszczając je, musieli zostawić tureckim wojskom swoje dzieci. Samo miasto liczy ponad 100 tysięcy mieszkańców, lecz starówka jest jakby całkiem wyludniona. Wysoka temperatura każe się ukryć. W kościele podominikańskim opiekę duszpasterską sprawują polscy paulini. Akurat przybyła tu na posiłek grupa Polaków, którzy przez kilka dni przebywają w tutejszym domu pielgrzyma. Niestety, nie zostaliśmy zaproszeni do stołu... W kościele, w głównym ołtarzu króluje Matka Boża Częstochowska, jednak sam kościół jest jeszcze bardzo zniszczony, mimo wielu lat pracy konserwa-torów z Polski. Odwiedzamy miejscową katedrę, która jest najbardziej na wschód położoną budowlą w stylu barokowym. Przed świątynią niewiasty przepasują się w barwne spódnice. Przydałyby się nieraz i tutaj taka parafialna odzież dla niektórych skąpo ubranych pań i panów... W taką pogodę nie mogliśmy nie nawiedzić kawiarni, by sprawdzić czym to częstują turystów z Polski. Nie było źle.   Ruszamy na Chocim. To tylko 30 kilometrów na południe. Ale nie takie proste, gdy nie ma się dokładnej mapy, a GPS niezbyt chce funkcjonować. Początkowo zamiast na południe, wyjeżdżamy na północ od Kamieńca. Dotarliśmy na miejsce na pół godziny przed zamknięciem twierdzy. Warto było. Położenie nad szeroko rozlanym Dniestrem w dolinie, robi niesamowite wrażenie. Mniej tu turystów, choć miejscowi próbują nam sprzedać wszystko. Pozostajemy przy owocach. Po przypomnieniu sobie historii podczas zwiedzania zamku, ruszamy na nocleg do Jazłowca. Już jesteśmy spóźnieni. Czekają na nas siostry Niepokalanki z kolacją oraz ks. Wojtek. Docieramy ok. 20.00. Dostajemy posiłek, a siostra Marta zaproponowała nam opowieść o dziejach zgromadzenia oraz Jazłowca. Byliśmy już tak zmęczeni, że nie mieliśmy siły, by siostrze odmówić tej przyjemności przybliżenia historii, która zawsze jest Bożą historią. cdn 

Moja Ukraina. Jasna Góra Prawosławia.
ks. Piotr
2018-10-14

   Piękne słońce obudziło nas na plebani w Trembowli. Po porannej Eucharystii i smacznym śniadaniu ruszyliśmy na Zbaraż. Przydała się znajomość Trylogii. Chcieliśmy obejrzeć zamek, który pod wodzą księcia Jaremy Wiśniowieckiego stawił opór kozackim i tatarskim wojskom. Najpierw odwiedziliśmy Stary Zbaraż, gdzie po zasięgnięciu języka, odnaleźliśmy ruiny starego zamku i pamiątkową tablicę poświęcona ukraińskim bohaterom. Gdy zajechaliśmy do centrum miasta przywitał nas pomnik Bohdana Chmielnickiego. Na wzgórzu ujrzeliśmy piękną architekturę zamku. Niestety, w wielu salach umieszczono wiele figur zabranych z kościołów. Miasto raczej zaciszne. Dawny Kościół Franciszkanów niedawno oddany zakonnikom był zamknięty. W pomieszczeniach klasztornych urzędy opieki społecznej. Ruszamy dalej na północ przez piękne tereny Wołynia. Wjeżdżając do Krzeszowa witają nas ruiny zamku na wysokiej górze. Odwiedzamy Kościół pw. św. Stanisława Biskupa. Niestety, oglądamy piękne wnętrze świątyni jedynie przez kraty. Udajemy się do muzeum Juliusza Słowackiego. Umieszczone w dawnym dworku, prawdopodobnie w rodzinnym domu wieszcza. Upał doskwiera i czas na posiłek. Po poszukiwaniach odnaleźliśmy restaurację z klimatyzacją. Kiedy przyszło do płacenia za dość obfity obiad z deserem to nadziwić się nie mogliśmy niskim rachunkom. Ale tu, na Ukrainie mieszkańcy też mniej zarabiają. Jeszcze wjazd na górę, by z wysoka, wśród ruin zamku, obejrzeć piękna panoramę Krzeszowa i ruszamy na zachód do Poczajowa. Z daleka widać złocące się kopuły cerkwi (jest ich 16 w jednym kompleksie). Tutaj króluje Matka Boża Poczajowska. To Jasna Góra Prawosławia. Będąc pod jurysdykcją Patriarchatu Moskiewskiego, podjęte są pewne środki ochrony. Przy bramie stoi żołnierz gotowy do obrony przed wybrykami nacjonalistów. Po odwiedzeniu kilku cerkwi (Piotr nie wszedł ze względu na zbyt krótkie spodnie, ale ze swoja brodą mógł być uznany za popa...) Smutne, że przy wejściu możemy się dowiedzieć, że będziemy (jesteśmy) potępieni jako odszczepieńcy, jak i zresztą wszystkie inne wyznania chrześcijańskie, oprócz oczywiście prawosławia, co zaznaczono na wielkiej tablicy. Przy zachodzącym słońcu ruszamy w drogę powrotną. Na stopa zabieramy miejscową kobietę, która wracała z działki do Tarnopola. Na pożegnanie otrzymaliśmy maliny. Prosto z działki. Było już ciemno i deszczowo gdy wjeżdżaliśmy do Trembowli. Obydwaj księża czekali na nas z niepokojem. Ale jednak dostaliśmy jeszcze coś na kolacje od siostry Teresy. Było za co dziękować Panu. cdn. 

Moja Ukraina. Anatolij X 2.
ks. Piotr
2018-10-07

   Ponieważ przyjechał do Rohatynia na cztery dni ks. Tadeusz, znajomy siostry Damiany, mogliśmy wyruszyć w kilkudniową podróż. W sobotę zostaliśmy zaproszeni do Trembowli. A zatem tam skierowaliśmy naszą srebrną strzałę marki Hyundai. Po drodze miał nas czekać ks. Anatolij neoprezbiter pochodzący spod Tarnopola. Zanim doszło do spotkania z nim, mieliśmy przeżycia związane z przebyciem odcinka drogi do Brzeżan. Gdyby nie resztki asfaltu, można by sądzić, że to droga z czasów, gdy nieznane były samochody. Za Podhajcami czekał na nas ojciec Anatolij, który pojechał z nami do Zarwanic. Dla grekokatolików to ich Jasna Góra. Na wielkiej przestrzeni rozmieszczono wiele cerkwi, dom pielgrzyma. Choć jest to stare miejsce pielgrzymkowe, dopiero od niedawna zaczęto budować nowe cerkwie, stacje drogi krzyżowej. Udajemy się do Trembowli, gdzie w domu sióstr prezentek czeka z obiadem siostra Teresa wraz z drugim Ojcem Anatolijem proboszczem parafii świętych apostołów Piotra i Pawła. Kościół zbudowali Polscy katolicy w 1927. Niestety, kiedy po II wojnie światowej przyszła nowa władza zaprowadzając nowe porządki, zamieniono kościół na magazyn, a później na dom kultury. Obecnie jest odnawiany. Miejscowi parafianie z wielką pieczołowitością oczyszczają strop z warstw wapna. Na plebanii poznaliśmy panią Lusię, Białorusinkę, która przygotowała posiłki dla pracowników. Po obiedzie młody ojciec Anatolij wiezie nas do Tarnopola. Zwiedzamy kościół podominikański, który podstępem przejęli grekokatolicy. Na deptaku tłumy turystów. Miasto powoli odzyskuje dawny blask. Wracając zwiedzamy Kościół w Mikołajewicach, który obsługują księża z Trembowli. Wieczorem wspaniałe braterskie spotkanie. Dwóch Piotrów i dwóch Anatolich i - nie wątpię - Pan Jezus, któremu dzięki za wszystko. Idąc na spoczynek myślę o skromności ks. Proboszcza, który żyje jak mnich, a gościnny jak rzadko który. cdn.  

Moja Ukraina. Nasze plany i nadzieje.
ks. Piotr
2018-09-30

   Obudziło mnie piękne słońce za oknem. Takie jak w Polsce - pomyślałem. Po porannej modlitwie w kaplicy i śniadaniu przyjechał ks. Jan, by zabrać nas do Lipówki. 15 km drogą już dawno nie remontowaną ale za to piękne widoki. Przed starym kościołem z XVI wieku pw. św. Mikołaja czekało już kilka osób. Jednak mniej niż zwykle. Okazało się, że ruszyły prace żniwne i mężczyźni poszli do pracy na polu. Zewnątrz i wewnątrz kościół już po remoncie, lecz jeszcze wiele do zrobienia, zwłaszcza, że wilgoć zaczęła wchodzić w mury. Młodych ludzi niewielu, ale wszyscy w jakiś sposób zaangażowani w liturgię. Skupienie, piękny śpiew wszystkich obecnych sprzyja atmosferze modlitwy. Po mszy świętej rozmowa z Andriejem, który pokazuje nam już częściowo ułożony chodnik wokół świątyni. Dowiadujemy się o tragicznej historii z czasu ostatniej wojny, kiedy to spalono miejscowych wiernych przy kościele. Pozostał spalony krzyż..

   Jedziemy do Rohatyna. Tam o 12.00 Msza święta. Tu, już w mieście, więcej uczestników, schola, więcej ministrantów. Mam głosić homilię. Po polsku. Podobno wszystko rozumieją. Po Mszy świętej poznajemy Wołodię, kleryka saletyńskiego, który przyjechał na wakacje do rodziny. Razem spożywamy obiad przygotowany przez siostrę Damianę. Potem pożegnanie z ks. Janem, który wyrusza do rodziny. Kiedy planujemy z Wołodią kolejnego dnia zwiedzić Lwów, otrzymuje on wiadomość o śmierci we Lwowie wujka, u którego się wychował. Plany Boże są inne. Krótka sjesta i z Piotrem ruszamy na zwiedzanie okolicy. Pogoda temu jak najbardziej sprzyja. Jeszce raz za dnia zwiedzamy miejscowy cmentarz. Wszędzie cisza, ulice puste, po drodze piękne cerkwie. Dochodzimy do Czortkowskiej góry. Musimy uważać na barszcz Sosnowskiego, roślinę niebezpieczną dla otoczenia, która się tu bardzo rozprzestrzenia. To wielki dar Boży oglądać panoramę miasta. Później krótki mecz na ulicy z dziećmi. Jeszcze radość Piotra, który przez skypa mógł porozmawiać z żona, a ja miałem bezpośrednie połączenie w kaplicy z największą Miłością. Cóż ona dla nas przygotowała na jutro? cdn. 

Spotkanie Rady Duszpasterskiej
2018-09-23

   Czwartkowe, pierwsze po wakacjach, spotkanie  Rady Duszpasterskiej rozpoczęło się -  jak zwykle - od modlitwy. Zabrakło, co prawda, przedstawicieli kilku grup duszpasterskich, ale spotkanie odbyć się musiało.

   Już 3 października rozpocznie się Synod Biskupów na temat Młodzież, wiara i rozeznanie powołania. Nie tylko z wysokości katedry następcy św. Piotra widać, że młodzi dziś są w wielkim zagubieniu. Przy ogromnej ilości propozycji światowych wielu z nich zatraca to, co najistotniejsze - perspektywę życia wiecznego. Niestety, można to obserwować również i w naszej rzeczywistości. Przy naszej tradycyjnej katolickości, dwóch godzinach lekcji religii w szkole, stosunkowo niewielu młodych ludzi można spotkać w kościele... Niekiedy ten proces separowanie się od Boga rozpoczyna się już po... przyjęciu I Komunii św. Znaczący wpływ na zachowania tego rodzaju ma rodzina. Ale nie tylko. Dlatego właśnie od młodzieży rozpoczęto to spotkanie. Chodzi o to, abyśmy razem, we wspólnocie parafialnej zastanowili się jak można pomóc tym, którzy mają ten wiek, z któregośmy dawno wyrośli, ale zupełnie inne problemy i znacznie większą ilość pokus. Najróżniejszych. To temat otwarty i dobrze by było, gdybyśmy nie czekali na ustalenia Synodu, ale spróbowali podjąć jakieś działania, które otworzą serca tych ludzi dla Boga. Ostatecznie pytanie Pana Jezusa Czy Syn Człowieczy znajdzie wiarę na ziemi, gdy przyjdzie? pozostaje wciąż aktualne, a odpowiedź zależy też od naszego działania.    Kolejnym tematem był nadchodzący czas październikowy - miesiąc różańca świętego, który winien wszystkich nas zmobilizować do podjęcia modlitwy tak upragnionej przez Najświętszą Matkę. Zdecydowano, że nie podejmiemy eksperymentów w zakresie zmian godzin nabożeństw różańcowych. 

   Natomiast eksperyment ma mieć miejsce - zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami - w czasie rekolekcji i to zarówno przedodpustowych jak i wielkopostnych. Chodzi o zmianę godzin Mszy św. aby dać okazję większej liczbie parafian do wzięcia w nich udziału. W niektórych wspólnotach się to sprawdziło - może i u nas zadziała? W tych dniach nie byłoby Mszy św. o godz. 8.00, ale o 10.00. Podobnie wieczorna Msza św. rozpoczynała by się o godz. 19.00 zamiast 18.00 - aby dać szansę dłużej pracującym.

   Przy tej okazji poruszono też kwestię odpustu, który wymagać będzie znów pomocy w zakresie przygotowania liturgii, poczęstunku odpustowego w namiocie oraz następującego po nim przeglądu teatrów amatorskich KURTYNA. Tam również potrzebne będzie szersze wsparcie, ale do tego czasu spotkamy się na kolejnej Radzie Duszpasterskiej.

   Wysłuchaliśmy też sprawozdania z postępów w zakresie przygotowania kolejnego kalendarza parafialnego, który prawdopodobnie za kilka tygodni będzie dostępny i - jak zwykle - na tyle uniwersalny, aby można było polecać ich nabycie również ludziom spoza parafii.

   Pojawiła się też sugestia dotycząca busa (zwanego pieszczotliwie Moherobusem), którym szóstka wolontariuszy na zmianę dowozi i odwozi osoby starsze czy mniej sprawne do kościoła na Msze św. w dni powszednie. Prawdopodobnie nie wszyscy o tym wiedzą, dlatego tą informacją pragniemy dotrzeć do ewentualnych zainteresowanych.

    Odżyła znów propozycja częstszych adoracji Najświętszego Sakramentu w naszej świątyni. Najlepiej całodziennych... To jednak - póki co - musi poczekać do czasu wykonania porządnego zabezpieczenia monstrancji na wypadek fizycznego ataku na materialną Postać Chrystusa.

   Jeśli chodzi o kwestie zabezpieczeń, w najbliższym czasie trzeba będzie wykonać bramę i furtki do kościelnego ogrodzenia, aby postawić tamę dzikom, nie mającym poszanowania dla kościelnego terenu... Do tej pory zawsze mówiliśmy, że kościół winien być przestrzenią otwartą i dlatego nie należy jej zamykać, ale rzeczywistość zweryfikowała te postanowienia...

   W kwestiach remontowych wspomniano też o zbliżającym się remoncie wieży oraz wołającym o lifting Biurze Parafialnym... To jednak raczej sprawa dla Rady Ekonomicznej.

    W kwestii porządkowej (w dosłownym znaczeniu) padła też prośba, by każda z grup korzystających z salek parafialnych czy kawiarenki, dbała o czystość tych pomieszczeń, a ewentualne awarie były natychmiast zgłaszane.

   Panie z Caritasu przybliżyły pokrótce sytuację obecnych działań i... potrzeb. Pojawiła się też nadzwyczajna potrzeba dotycząca kosztownego kuracji dziecka, w którą również chcą się zaangażować przez zorganizowanie w najbliższym czasie zbiórki.

   Modlitwa na zakończenie i błogosławieństwo zamknęły spotkanie.  

Moja Ukraina. Stepie szeroki...
2018-09-23

 Sobota 28 lipca. Z Gdańska wyrusza piesza pielgrzymka na Jasna Górę, a my opuszczamy granice Rzeczpospolitej. Piękna, słoneczna pogoda. Poranna Msza święta w drewnianym barokowym kościele Matki Bożej Szkaplerznej z błogosławieństwem miejscowych kapłanów była pięknym darem. Ruszamy po śniadaniu. Po 20 km docieramy do granicy. Nie widzimy przejścia, a przed nami kilometrowa kolejka pojazdów. Czas na modlitwę. Pomogła. Celnicy ukraińscy nie mieli zastrzeżeń co do przewożonych darów. Tylko trzeba było zebrać odpowiednią ilość pieczątek od wszystkich urzędników. Po dwóch godzinach, właściwe trzech, bo czas tu inny, ruszamy na Lwów. Piękna bardzo szeroka droga. Widoki ciekawe. Teren raczej płaski. Mało pojedynczych zabudowań. W miasteczku Równe zaciekawiły nas furmanki z tablicami rejestracyjnymi. Później przyzwyczailiśmy się do tego widoku. Trochę żałowaliśmy, że pojechaliśmy obwodnicą Żółkwi i tylko z daleka widzieliśmy panoramę miasta z jego zabytkami. Ale nie wiedzieliśmy ile czasu nam zajmie dojechanie do Rohatyna. W okolicach Lwowa nawierzchnia drogi coraz gorsza. Ale jak przejechać przez Lwów nie wjeżdżając do jego centrum? Niestety oznako-wanie dróg jest bardzo słabe. Na stacji benzynowej kupiliśmy atlas. Przydała się dawna znajomość odczytywania map. Po przejechaniu odcinka obwodnicy z pięknym widokiem na panoramę Lwowa zjeżdżamy na drogę prowadzącą do Stanisławowa, które obecnie nosi nazwę Iwanofrankowska. I wtedy zrozumiałem dlaczego o te żyzne ziemie były wciąż walki. Ujrzeliśmy bezkresne przestrzenie, malownicze krajobrazy, drogę wijącą się pośród wzniesień, na których było żółto od słoneczników. Stepie szeroki, którego okiem nawet sokolim nie zmierzysz, chciało się zaśpiewać, choć to jeszcze nie stepy, ale już czuło się klimat tych przepięknych ziem i ludzi. Około piętnastej dojechaliśmy do celu. Po chwili spotkaliśmy się z ks. Janem. Udaliśmy się do domu sióstr prezentek, które prowadzą ochronkę. To tam mieliśmy mieszkać przez dwa tygodnie. Przywitała nas sympatyczna siostra Damiana. Po posileniu się udaliśmy się wszyscy do Bolszowiec. Dzięki pomocy Polaków udało się odbudować dawny klasztor i kościół karmelitów zniszczony przez władze sowieckie. Obecnie pracują tu franciszkanie. Tu znajduje się sanktuarium maryjne i choć oryginał obrazu 50 lat temu został przewieziony do kościoła św. Katarzyny w Gdańsku, to tutaj przybywają liczne pielgrzymki, tu odbywają się rekolekcje i kolonie. Ugoszczeni przez gwardiana, ojca Andrzeja ruszamy z powrotem. Jeszcze tylko wieczorna wyprawa na cmentarz, odwiedzenie grobowca polskich żołnierzy. I trzeba spać, bo jutro niedziela. I tak za dużo wrażeń jak na jeden dzień. cdn.

Moja Ukraina. Piękna nasza Polska...
2018-09-16

   Kiedy rok temu przybyłem do Małego Kacka, nie spodziewałem, się, że tak szybko zrealizują się moje pragnienia. Poznałem wicedyrektora szkoły, pana Pawła, którego brat, ksiądz Jan pracuje na Ukrainie. Dowiedziałem się, że już ks. Krzysztof próbował zorganizować wyjazd, lecz zabrakło chętnych.   

   W grudniu nawiązałem kontakt z Ks. Janem , by omówić wyjazd latem z ministrantami. Chciałem, by poznali nowe realia oraz przeżyli lekcje historii odwiedzając dawne kresy Rzeczpospolitej. Niestety, po rozmowie z rodzicami, musiałem z tego planu zrezygnować. Wiedziałem, że pojadę, tylko z kim? - Dwa tygodnie samemu za granicą, zastępując ks. Jana na parafii w Rohatyniu. 

  Na początku lipca poproszono mnie o przewiezienie darów na Ukrainę. Tym bardziej potrzebowałem kogoś, kto pomoże przy transporcie darów. Tydzień przed wyjazdem zgłosił się do wyjazdu Piotr z Oksywia. Mój przyjaciel, który bardzo mi pomógł w organizacji pielgrzymki rowerowej do Kalisza. Jeszcze tylko załatwienie paszportu w ciągu trzech dni i możemy ruszać.

   27 lipca po Mszy świętej i smacznym śniadaniu na plebanii i błogosławieństwie ks. proboszcza wyruszamy w drogę ku naszym południowo-wschodnim rubieżom. Pogoda piękna, tylko przed Warszawa napotkaliśmy ścianę deszczu. A potem znów piękna pogoda i coraz bardziej malownicze krajobrazy Lubelszczyzny i Zamojszczyzny. Około 19.00 dojeżdżamy do Tomaszowa Lubelskiego. To tutaj mamy nocleg u rodziny naszych przyjaciół z Gdyni. Jeszcze tylko wieczorny spacer i obserwacja zaćmienia księżyca. Jutro Ukraina.  cdn.

Niedziela
12 maja 2024
Wniebowstąpienie Pańskie
7:30 - Msza św.
Intencja: ++ Urszula i Czesław Świderscy oraz Jan Stężała
9:30 - Msza św. - suma
Intencja: Za Parafian
11:00 - Msza św. dla dzieci
Intencja: + Jerzy Smużyński (greg. 11.)
12:15 - Msza św.
Intencja: ++ Stanisław i Henryk Legat (z okazji imienin Stanisława)
18:00 - Msza św.
Intencja: ++ Józef Zimnica, rodzice z obojga stron i zmarli z rodziny Terleckich

(c) copyright 2009 - 2011 by Parafia Chrystusa Króla w Gdyni Małym Kacku