Ten śpiew, podobnie zresztą jak i inne pieśni jakimi wielbić będziemy Boga w uroczystość Najświętszego
Ciała i Krwi Pańskiej, powinny zabrzmieć szczególnie donośnie. Oczywiście nie chodzi tu o mnożenie decybeli podczas eucharystycznego przemarszu, nie mniej jednak dobrze by było, gdyby każdego z nas ożywiał jakiś szczególny rodzaj miłości ku Temu, którego widząc nie rozumiemy.
Jakże trudno uwierzyć w Boga, który zdecydował się zamieszkać w chlebie! Który dla nas stał się chlebem! Nie z życiowej konieczności, nie na drodze kompromisu. To była Jego suwerenna, przemyślana decyzja, wynikająca z nie ujarzmionej miłości miłości ku człowiekowi. W jaki sposób najbardziej zbliżyć się do przedmiotu swego umiłowania? Jak przy tym pozostać wciąż oczekiwanym i pożądanym? Stać się chlebem... Nie można przecież zbliżyć się bardziej niż stając się pokarmem, a więc częścią organizmu przyjmu-jącego. Nie można być również bardziej potrzebnym i oczekiwanym niż chleb, który zaspokaja wciąż odradzający się głód.
Jednak nie człowiek to wymyślił mamy tu do czynienia z Bożym patentem. To on sam zadbał o stworzenie takich warunków, w których zbliżenie się do niego jest już właściwie przejawem dobrej woli z naszej strony. Czy jednak przypadkiem zbytnio nie przyzwyczailiśmy się do owej nadzwyczajności, do tego cudu, którego jeszcze nie zrozumieliśmy, a już nam tak bardzo spowszedniał?