Rodzina, rodzina, rodzina, ach - rodzina!
Rodzina nie cieszy cię,
lecz kiedy jej ni ma - samotnyś jak pies!
Tak - zdaje się - brzmiał refren dawno temu słyszanej piosenki w jakimś telewizyjnym kabarecie. No właśnie - ilu ludzi samotnie, w oderwaniu od rodziny, dawnej rodziny, byłej rodziny, byłej żony, niby-męża... przeżywać będzie nadchodzące, radosne dni? Zresztą, może nawet nie jest istotna statystyka, aleodpowiedź na pytanie, dlaczego w ogóle tacy ludzie są?
Rodzina... To przecież z założenia wspólnota miłości, która bez zakotwiczenia w Bogu, który jest źródłem miłości i Miłością samą, nie może się ostać. Być może niewiele da się zrobić dla tych, którzy w nieszczęściu rozbicia znaleźli swój udział. Tym bardziej więc należy ratować jeszcze nie zagrożonych. W jaki sposób? Bóg jest miłością. Kto trwa w miłości, trwa w Bogu, a Bóg trwa w nim. - jak napisał św. Jan. Parafrazując jego słowa można powiedzieć: kto trwa w Bogu, trwa w miłości. To jest konieczne, aby nie było kolejnych nieporozumień, awantur, rozwodów... Nadarza się okazja: to, co było zwyczajem każdego domu i każdej rodziny jeszcze do niedawna, przestało funkcjonować - brakuje modlitwy rodzinnej, wspólnego uczestnictwa w Mszach św., kolegialnego przystępowania do sakramentu pokuty... Jak do tego wrócić? Niemożliwe? A może spróbować? Proponuję metodę małych kroków: rozpocznijmy od wspólnej, rodzinnej modlitwy. Okazja wyśmienita: Wigilia, Boże Narodzenie, kolejne dni świąteczne - rozpocznijmy od wieczornego śpiewu kolęd, choćby kilku - to przecież też modlitwa. Może się uda... Potem z kolędy przejść można w dziesiątkę różańca, tę z czasem nieco rozbudować... i tak odbudować można tradycję! Jakże bardzo tego właśnie pragnie nasz Pan!