Holy Wins zamiast Haloween? | 2013-10-27 |
|
W Europie od kilkunastu, a w Polsce od kilku lat rozpowszechnia się coraz bardziej zwyczaj Halloween. Wprowadza się go poprzez dekorowanie sklepów i domów wydrążonymi dyniami czy dekoracjami nawiązującymi do duchów, wampirów, czarownic bądź innych potworów. Przez wielu ludzi zwyczaj ten jest przyjmowany pod pozorem dobrej zabawy, np. jako „przekupywanie duchów" przez dzieci. Korzenie „Halloween" sięgają pogańskich obchodów święta duchów i celtyckiego boga śmierci. Autor „Biblii Szatana" i twórca współczesnego satanizmu Anton Lavey stwierdził, iż noc z 31 października na 1 listopada jest największym świętem lucyferycznym. Kroniki policyjne potwierdzają wzmożoną liczbę aktów przemocy o charakterze okultystycznym, nasilających się w tym właśnie czasie. Dla nas chrześcijan jednak dużo ważniejsze jest to, że zwyczaj ten wyraźnie kontrastuje z tradycją Wszystkich Świętych. Odwraca się uwagę od naśladowania świętych i błogosławionych, a skłania się do przyjęcia zbanalizowanej wizji świata nadprzyrodzonego. Wobec tego od kilku lat grupa księży archidiecezji gdańskiej podejmuje ciekawą akcję, która przypomina o prawdziwym znaczeniu Uroczystości Wszystkich Świętych. Holy Wins, czyli „święty zwycięża", to pełne chrześcijańskiej radości czuwania, które promują zupełnie odwrotne do halloweenowych treści: radość, życie, światło, dobroć po prostu świętość. |
Straż Honorowa Najśw. Sakramentu | 2013-10-13 |
|
Przyzwyczailiśmy się szukać w kąciku "Aktualności" spraw związanych z działaniem materialnej strony naszej wspólnoty. Tym razem sięgnijmy jednak do kwestii typowo duchowej. Chodzi mianowicie o Straż Honorową Najświętszego Sakramentu. Samo jej powstanie było wielką radością i nie mam co do tego wątpliwości, że jest też wielką pomocą w realizacji przedsięwzięć zarówno materialnych jak i duchowych w naszej parafii. To na kolanach bowiem wypraszane zostają łaski potrzebne naszej wspólnocie. Wiąże się jednak z tym kilka problemów. Jednym z nich jest słaba komunikacja między członkami drugiej drużyny. (Dla przypomnienia: na razie istnieją dwie - po dwanaście osób w każdej.) Zdarzają się w związku z tym sytuacje, że na pierwszoczwartkowe adoracje przychodzi albo osiem osób na jedną godzinę, albo jedna czy dwie osoby adorują Pana Jezusa przez dwie lub trzy godziny, oczekując na "zmianę". W założeniach też było powstanie kolejnych drużyn, rekrutujących się z dzieci czy młodzieży oraz osób dorosłych, ale czynnych zawodowo. Do tego na razie nie doszło. A szkoda, bo czas spędzony w nabożnej ciszy, sam na sam z naszym Panem, odciska niesamowite piętno na duszy zabieganego człowieka. Apelujemy więc o chętne włączanie się do tej formacji. Kolejnym problemem jest mała frekwencja na comiesięcznych spotkaniach formacyjnych. Owszem, prawdą jest, że we czwartki nie mieliśmy się gdzie podziać ze względu na zajęcia dla młodzieży przygotowującej się do bierzmowania, ale tworzy się już (dawno oczekiwana) kawiarenka, w której w miniony czwartek odbyło się pierwsze spotkanie Straży Honorowej. Dzisiejsze czasy takimi są właśnie, że z Bogiem wiele trzeba przebywać, aby doznać umocnienia. Ciągła nagonka na Kościół i przedstawianie jego pasterzy w jak najgorszym świetle, może zachwiać podstawami wiary najwierniejszego katolika. Dlatego korzystajmy z Bożego zaproszenia, przychodźmy na adorację codzienną - zawsze pół godziny przed wieczorną Mszą św., a jeśli poczujemy głos przynaglenia, włączmy się odważnie do tej grupy, której zadaniem jest uwielbianie Chrystusa Eucharystycznego. Pan Bóg nie pozostawi tego bez odpłaty, a my sami odczujemy lekkość i błogość mimo największych trudności. |
Odmawiajcie codziennie różaniec | 2013-09-29 |
|
To prośba, którą notorycznie powtarza Matka Najświętsza, przy okazji każdego objawienia udzielonego ludziom. Takiej prośby nie wolno zignorować. Maryja zna moc modlitwy różańcowej i dlatego prosi. My tę prośbę przekazujemy dalej, zachęcając do częstych spotkań z Matką Bożą podczas nabożeństw różańcowych, a jeśli ktoś nie może tego uczynić ze względów na przykład zawodowych, to niechby przynajmniej w domu się pomodlił z całą rodziną. Niech to będzie choćby jedna dziesiątka różańca św. Jest też druga propozycja, podana również w ogłoszeniach parafialnych: Różaniec rodziców za dzieci. Z lękiem i obawą wielu rodziców podchodzi do kwestii wychowania swego potomstwa. Dobrze by było, aby osobiste wysiłki podeprzeć łaskami wymodlonymi dla dzieci na różańcu. Chodzi o jedną tylko dziesiątkę różańca dziennie. To z pewnością można zrobić dla własnych dzieci. Modlitwa jednak jest skuteczniejsza we wspólnocie, stąd prośba, by decyzję o przystąpieniu do takiej wspólnoty różańcowej przesłać na parafialny adres mailowy. Czekamy. |
Nauczmy dzieci kochać Boga | 2013-09-15 |
|
Dziś rozpoczyna się trzeci Tydzień Wychowania pod hasłem "Wychowujmy do wartości, aby budować na skale." Wiadomo, że zadaniem wychowywania młodego pokolenia obarczeni są wszyscy dorośli - przede wszystkim rodzice, ale i nauczyciele, wychowawcy, pedagodzy, kapłani i inni. Czasem rodzi się pytanie: Jak wychowywać mają ci, którzy sami wychowania jeszcze potrzebują? Nie chodzi tu jednak o sytuacje nazywane przez nas brakiem wychowania, ale o pewną obiektywną trudność, przed którą stają wszyscy bez wyjątku młodzi wychowawcy, a więc nauczyciele rozpoczynający dopiero swą przygodę edukacyjną jak i wszyscy młodzi wiekiem wychowawcy, nie wyłączając rodziców. Ci zwykle są młodzi i bywa, że sami potrzebują wsparcia ze strony własnych rodziców, a oto już mają pełnić rolę opiekunów i przewodników dla swego potomstwa. Zastanawiające, dlaczego Pan Bóg tak to życie urządził, że rodzicami stają się najczęściej ludzie młodzi, bez koniecznego doświadczenia życiowego, a zarazem sami potrzebujący wsparcia i rady. Czy nie można by tego świata w ten sposób urządzić, że rodzicami stawaliby się ludzie gdzieś około czterdziestki? Byliby bardziej stabilni emocjonalnie, znaliby wiele odpowiedzi na trudne pytania, byliby doświadczeni... A tu - nie! Bądź rodzicem za młodu. (Niekiedy istotnie bywają "za młodzi", ale rodzicami są.) Wynika stąd, że nie chodzi wyłącznie o wiedzę i doświadczenie. Więc o co? Prawdopodobnie chodzi głównie o miłość. Bo cóż może być ważniejszego? W spełnianiu tego zadania wszyscy mają równe szanse: inteligenci jak i ludzie niewykształceni, starzy, młodzi i najmłodsi, wreszcie i biedni, i bogaci. Wiemy jednak, że miłość to przede wszystkim poświęcenie, ofiarowanie siebie dla innych. Ale skąd czerpać siłę do owego nieustannego dawania? Źródłem owej mocy jest, oczywiście, Pan Bóg. Na służbie miłości tak łatwo bowiem o kapitulację, stąd mamy tyle złamanych przysiąg małżeńskich, a nawet wystąpień ze stanu duchownego... Chcąc więc w miłości się udzielać, trzeba w Miłości się zanurzyć, a wówczas "paliwa" nie zabraknie. Dzieci i młodzież to przyszłość ojczyzny, Kościoła i świata. Jeśli więc chcemy, aby mieli oni w przyszłości cierpliwość do nas, by nie zamykali swoich rodziców w domach pogodnej starości, aby odczuwali potrzebę więzi rodzinnych i wciąż podtrzymywali atmosferę ciepła rodzinnego, to trzeba już dziś wiązać ich z Bogiem. To On przecież nakazuje miłość i cierpliwość nawet dla tych, którzy rozum stracili. On uczy wierności, uczciwości i poświęcenia. Jeśli więc Jaś się nie nauczy, kto wyszkoli Jana? |
Znów od początku.. | 2013-09-01 |
|
Właściwie to dobrze, że mamy tak wiele nowych początków: początek roku kościelnego, początek roku kalendarzowego, początek roku szkolnego, rocznica urodzin - to początek nowego roku życia. Bardzo dobrze, bo każdy z nich stwarza okazję do obejrzenia się wstecz w poszukiwaniu dorobku. W wypadku niezadowolenia z aktualnych efektów, zawsze jest szansa poprawienia czegoś. Podobnie jak z piłkarzami, którzy rozgrywając kolejne mecze, muszą się zastanowić nad efektywnością swoich działań. Chcąc przejść do kolejnej fazy rozgrywek muszą jak najlepiej rozgrywać poszczególne mecze. Gdy coś nie wychodzi - zmienić taktykę. Tak też jest i z naszym życiem. Jutro dzieci rozpoczną kolejny rok nauki. Leżące w szufladach świadectwa są pewnym wyznacznikiem działań. Ale nie tylko one. Na nich nie wpisano miłości do Boga. Od niej zaś zależy wszystko... |
Reklama dźwignią handlu | 2013-07-14 |
|
To hasło jest nam dobrze znane i już niejednokrotnie przyszło nam dziwić się własnej naiwności, gdy to znów daliśmy się nabrać kolorowym obrazom, przekonującym zachętom dentystów, gospodyń domowych czy rajdowych kierowców. Wiele jednak osiągnięć myśli technicznej z powodzeniem udało się zainstalować w naszych domach i potrafimy sprawiedliwie je docenić. Człowiekowi wciąż jednak mało. Niejeden kierowca, któremu udało się kupić (oczywiście na raty) nowe auto, już po trzech miesiącach spogląda w stronę autohandlu z pewną dozą pożądania... Wielu ludzi spaceruje po sklepach oglądając towary, na które nigdy nie będzie ich stać.Dlaczego? Bo "tak miło pooglądać". Jakoś tak człowiek został skonstruowany, że zawsze mu mało. To pewnie dobrze. Jest to bowiem siła napędowa wspaniałych osiągnięć. Jednak ów wzrok skierowany ku górze może nas zaprowadzić co najwyżej na szczyt ... skarpy. A ponad nią jeszcze góry wyniosłe i odległy kosmos. To tam chce nas pociągnąć Bóg. Ofiaruje nam niewyobrażalne skarby i to całkiem za darmo! Napraw-dę! Tyle, że reklamę ma fatalną. I kto za Nim pójdzie? |
Chwila dla Boga | 2013-06-23 |
|
Gdyby przyszło nam się rozliczać z tego, ile czasu poświęcamy sobie, ile pracujemy, ile czasu załatwiamy bardziej lub mniej ważne sprawy, a ile w końcu poświęcamy dla Boga, bilans mógłby wypaść niekorzystnie dla wielu spośród nas. No, oczywiście, że zawsze możemy się obronić argumentem, iż droga życia zakonnego nie jest naszym powołaniem, stąd i czas inaczej musi się rozkładać...
To wszystko prawda, ale przypomnijmy sobie co zapisał św. Łukasz w 18 . rozdziale swojej Ewangelii: "Powiedział (Pan Jezus) im też przypowieść o tym, że zawsze powinni się modlić i nie ustawać". Tu następuje przypowieść o sędzim, który Boga się nie bał i z ludźmi się nie liczył oraz o błagającej go o ratunek ubogiej wdowie. Nie tyle jednak chodzi tu o skuteczność uporczywego ponawiania próśb ile o nakaz nieustającej modlitwy. Zresztą jej znaczenie ujawnił Pan Jezus również podczas modlitwy w Ogrójcu: "Czuwajcie i módlcie się, abyście nie ulegli pokusie" (Mt 26,41) Żyjemy, niestety, w świecie narażonym nieustannie na ataki zła. Oczywiście, że jest ono niewidoczne, podobnie zresztą jak świat wirusów i bakterii. Przed tymi drugimi jednak zabezpieczamy się nieustannie: odpowiednie mydła, kremy, dieta, badania lekarskie - aby przypadkiem "coś się nie przyplątało". Gdy zaś chodzi o ów pierwszy, duchowy zakres, pozostajemy często naiwni albo infantylni. Może po prostu wmawiamy sobie, że nic takiego nie ma i nic nam tak naprawdę nie grozi. Otóż grozi i to bardzo wiele! Szatan nie złożył broni, a gdyby ktoś tak uważał, to jest politowania godnym naiwniakiem. On nie tylko wciąż się dozbraja i atakuje, ale jeszcze nieustannie - poprzez swoich emisariuszy - stara się odwrócić kota ogonem. Dzięki temu coraz powszechniejszym staje się przekonanie, że to Kościół i prawo Boże stanowi dziś zagrożenie dla wolnościowych aspiracji obecnego pokolenia. Błędy i upadki sług Boga wyciągane są dziś na afisze i transparenty, aby zohydzić Kościół, a przez to i samego Boga. Wyśmienita taktyka... Dlatego właśnie, aby nie stracić orientacji, trzeba właśnie jak najczęściej odnosić się do naszego Ojca w niebie i prosić, i pytać, i rozważać w Jego obecności - aby się nie pogubić. Okazji jest wiele: na przystanku, za kierownicą, na przerwie w szkole czy też w ciszy kościoła. Korzystajmy. Wielu już to robi. Oby tak wszyscy zechcieli... |
Wizytacja kanoniczna | 2013-06-02 |
|
U początków chrześcijaństwa, gdy wiara w Zmartwychwstałego Chrystusa dopiero się rodziła i umacniała Jego wyznawcy narażeni byli na wiele pokus zarówno intelektualnych jak i duchowych. Połączone z ludzkimi słabościami i aspiracjami prowadziły niejednokrotnie do rozłamów w łonie młodego Kościoła. Dlatego Apostołowie na miarę swoich możliwości odwiedzali młode wspólnoty, słali do nich listy lub nawiedzali poprzez swoich przedstawicieli. Św. Paweł korzystał z pomocy św. Tymoteusza, którego wysyłał w trudnych i poufnych sprawach między innymi do Koryntu, Filippi i Tesalonik. Wyznaczył go też na biskupa Efezu. W swoim drugim liście do niego skierowanym napisał mu: głoś naukę, nastawaj w porę, nie w porę, w razie potrzeby wykaż błąd, poucz, podnieś na duchu z całą cierpliwością. Obecne czasy również dostarczają wielu niebezpieczeństw wynikających zarówno z ludzkich słabości jak i cywilizacyjnych zawirowań. Niezwykłej aktualności nabierają dziś słowa z przytoczonego wyżej Drugiego Listu do Tymoteusza: Przyjdzie bowiem chwila, kiedy zdrowej nauki nie będą znosili, ale według własnych pożądań - ponieważ ich uszy świerzbią - będą sobie mnożyli nauczycieli. Będą się odwracali od słuchania prawdy, a obrócą się ku zmyślonym opowiadaniom. Taki niestety jest już obraz części dzisiejszego świata. Stąd zadanie dla pasterza: Ty zaś czuwaj we wszystkim, znoś trudy, wykonaj dzieło ewangelisty, spełnij swe posługiwanie! Zadanie to realizują biskupi podczas tzw. wizytacji kanonicznych, które odbywają co najmniej raz na pięć lat, a sam biskup diecezjalny jest zobowiązany co pięć lat okazać protokoły wizytacyjne papieżowi. Jest to czynność apostolska, swoisty znak łaski oraz działalności Ducha Świętego. Poprzedza ją przyjazd do parafii wizytatorów, którzy sprawdzają poziom funkcjonowania wspólnoty w różnych jej przejawach: religijnym, moralnym, apostolskim i administracyjno-gospodarczym. Odbywa się wówczas sprawdzanie zapisów w księgach parafialnych i księdze finansowej, ocena stanu technicznego kościoła i budynków parafialnych, zapoznanie się z działaniami podjętymi od ostatniej wizytacji. Pierwszy etap odbył się w miniony poniedziałek - dziś drugi. |
Nabożeństwa majowe | 2013-05-05 |
|
Stojące przy polskich drogach krzyże i kapliczki w miesiącu maju nabierają szczególnego kolorytu: wstążki, kwiaty, chorągiewki itd. Oznacza to, że ktoś o nie dba, a troszczy się o nie szczególnie właśnie w tym miesiącu. Najcenniejszym jednak jest nie sam fakt odświętnego ukazywania tych miejsc ale to, że można tam spotkać modlących się ludzi i to niekoniecznie w starszym wieku. Ktoś, kto wiele podróżuje po Polsce z łatwością to potwierdzi. Takie miejsca modlitw zapełniają się ludźmi zwłaszcza tam, gdzie nie ma kościoła, albo daleko do niego. Ten zwyczaj należy nie tylko pochwalać, ale i naśladować. Oczywiście - w Małym Kacku nie mamy żadnych kapliczek, ale przecież kościół jest niedaleko. Okazuje się zaś, że (przynajmniej jak dotąd) frekwencja podczas nabożeństw majowych jest daleka od zadowalającej. Można się, oczywiście, tłumaczyć dniami wolnymi, tym że niektórzy tych dniach powyjeżdżali. Ale nie wszyscy! Rozpoczyna się kolejny tydzień Maryjnych nabożeństw. Powinniśmy zrobić wszystko, aby zmobilizować siebie samych, młodzież i dzieci do powierzania Matce Bożej swoich rodzin, naszej parafialnej wspólnoty, całego Kościoła i świata. Ktoś tych młodych ludzi musi tego nauczyć. Chodzi tu nie jedynie o same nabożeństwa majowe, ale w ogóle o zaprzyjaźnienie ich z Bogiem, na początek może nawet o "oswojenie" ich z tymmiejscem, gdzie mieszka Bóg. Między innymi po to ostatnio zdecydowaliśmy się na otwieranie kościoła w ciągu dnia. Wiele dzieci przechodzi obok i ich rodziców przechodzi każdego dnia obok kościoła... Wystarczy na chwilę dosłownie wstąpić i pokłonić się Bogu - kilka myśli wzniesionych ku niebu, jakaś wdzięczność okazana Panu oraz łatwo wypływające z serca prośby. Choćby tyle - raz, drugi, piąty... Kiedyś wreszcie na Bożą miłość trzeba będzie zacząć odpowiadać. Szczególnym rodzajem wchodzenia w relacje z Panem Bogiem są nabożeństwa Maryjne. One bowiem nie tylko zwracają nas ku Matce Boga, ale pozwalają przez wpatrywanie się w przykład Jej życia wraz z Nią całkowicie oddać się Bogu. Tego zaś najbardziej potrzeba dzisiejszemu światu. Nie zaniedbujmy okazji do wejścia na tę drogę, a przede wszystkim próbujmy uczyć tego przedstawicieli najmłodszego pokolenia. |
I Komunia - co z tego będzie? | 2013-04-28 |
|
Co myślimy słysząc: I Komunia święta? Jakie budzi to skojarzenia? Czy przywołuje na pamięć wyłącznie zastawione stoły, mnóstwo gości, białe sukienki i wielkie oczy dzieci, którym rodzice pozwalają zagłębiać się w stertę prezentów? Oczywiście, że dziecko jest w tym wszystkim najważniejsze, ale zbyt daleko w cień kryją się rodzice. To przecież ich ważny dzień - dziecko prawdopodobnie nadal niewiele rozumie. Owszem, wie - zdało, zaliczyło, nauczyło się... ale jakże to niewiele. To, co jest prawdziwą duszą tego, jakże wielkiego wydarzenia, jest jeszcze poza zasięgiem dziecięcej wyobraźni. Gdy rodzice przynieśli swą pociechę do kościoła i poprosili o udzielenie jej sakramentu chrztu św., przyjęli na siebie obowiązek wychowania dziecka w wierze katolickiej. To był rodzaj swoistej umowy: zobowiązujemy się czynić wszystko, by to dziecko, którym nas obdarowałeś, prowadzić każdego dnia ku Tobie, ale Ty, Boże je ochraniaj, umacniaj i prowadź do szczęścia wiecznego. Dzień I Komunii św. dziecka jest niejako podpisaniem aneksu do tamtej umowy - tu zobowiązanie jeszcze wzrasta. Dziecko bowiem jest bardziej jeszcze podatne na kształtowanie nie tylko emocjonalnie, ale już również intelektualnie i duchowo. Teraz bardziej jeszcze niż po urodzeniu potrzeba wspólnego spędzania czasu, rozmów o Panu Bogu, przykładu, rodzinnych modlitw oraz systematycznego odwiedzania Tego, który zaprasza na ucztę, gdzie karmi nas swym Najświętszym Ciałem. Katecheci i księża zrobili co mogli - pierwsza Komunia św. dzieci już za trzy dni stanie się faktem, ale dalsze gruntowanie świadomości, uczenie modlitwy, przypominanie o pierwszych piątkach miesiącach i wiele, wiele innych zadań to bardzo odpowiedzialny obowiązek rodziców. Przede wszystkim rodziców. Z tego będą rozliczani. Niech więc im Pan Bóg dopomaga. |