Pięć przykazań kościelnych | 2014-03-30 |
|
Wiadomo, że przykazania kościelne inspirowane są prawem Bożym, ale ustalane przez ludzi odpowiedzialnych za Kościół. Dlatego inne ich brzmienie odnaleźć możemy w Kościele niemieckim, inne we włoskim, a inne w Polsce. Tak się składa, że przed kilkunastu laty zostały one zmodyfikowane, co przyczyniło się do powstania szeregu nieporozumień wśród wiernych. Dla uporządkowania kwestii związanych z przykazaniami kościelnymi ( nazywanymi w niektórych krajach po prostu przepisami kościelnymi), Episkopat Polski podjął 13 marca br. uchwałę W sprawie zatwierdzenia IV przykazania kościelnego i promulgacji jednolitego tekstu przykazań kościelnych po ich nowelizacji wraz z wykładnią. Obecnie więc brzmią one tak: 1. W niedziele i święta nakazane uczestniczyć we Mszy świętej i powstrzymać się od prac niekoniecznych. 2. Przynajmniej raz w roku przystąpić do Sakramentu Pokuty. 3. Przynajmniej raz w roku, w okresie wielkanocnym, przyjąć Komunię św. 4. Zachowywać nakazane posty i wstrzemięźliwość od pokarmów mięsnych, a w czasie Wielkiego Postu powstrzymywać się od udziału w zabawach. 5. Troszczyć się o potrzeby wspólnoty Kościoła. Jak wynika z nowego brzmienia przykazania IV, okres formalnego zakazu zabaw został ograniczony do Wielkiego Postu. Nie zmienia to jednak w niczym dotychczasowego charakteru każdego piątku jako dnia pokutnego, w którym katolicy powinni modlić się, wykonywać uczynki pobożności i miłości, podejmować akty umartwienia siebie przez wierniejsze wypełnianie własnych obowiązków, zwłaszcza zaś zachowywać wstrzemięźliwość (por. kan. 1249-1250). Należy jeszcze dodać kolejne wyjaśnienia: - Post obowiązuje w Środę Popielcową i w Wielki Piątek wszystkich między osiemnastym a sześćdziesiątym rokiem życia (zob. KPK 1251-1252). - Wstrzemięźliwość od pokarmów mięsnych obowiązuje w Środę Popielcową oraz piątki całego roku z wyjątkiem uroczystości (zob. KPK 1251). Dotyczy wszystkich, którzy ukończyli czternasty rok życia. |
Droga Krzyżowa ulicami Kacka | 2014-03-23 |
|
Chciejmy osłodzić gorzką Mękę Chrystusa. Po prostu bądźmy przy Nim. To ostatnie słowa z ubiegłotygodniowych zamyśleń właśnie nad znaczeniem nabożeństwa Drogi Krzyżowej dla naszego życia duchowego. Pomimo zachęt i apeli niewiele tu się zmienia w zakresie frekwencji. Nadal przy Chrystusie trwają ci najgorliwsi. Można oczywiście powiedzieć, że to zbyt wcześnie, że niektórzy dopiero wracają z pracy. Możliwe, ale przy obecnym bezrobociu i wielu ludziach będących już na emeryturze, ale za to sprawnych i spacerujących po mieście, stanowi to pewien wyrzut sumienia. Ostatnio ks. Krzysztof zaproponował, by przygotować innego rodzaju Drogę Krzyżową, przygotowaną wspólnie z młodzieżą. Niby nic nowego, praktyka znana również i w naszym mieście - Droga Krzyżowa ulicami Kacka. Nie jest to tak zupełnie proste, należy bowiem taki przemarsz odpowiednio wcześniej zgłosić w Zarządzie Dróg i Zieleni, uzyskać pismo zwrotne i wówczas można organizować nabożeństwo na ulicach. Ponieważ spotkanie Rady Duszpasterskiej ma się odbyć dopiero we środę, należało jeszcze przed tym terminem złożyć pismo i niejako bez zasięgnięcia opinii tego gremium działać. Spodziewać się należy, że przeszkód pod tym względem nie będzie. Chodzi natomiast o to, aby skoro procesja z Chrystusowym krzyżem przechodzić będzie dosłownie pod oknami wielu spośród nas - dołączyć do owego pokutniczego grona jako wyraz zadośćuczynienia za nasze grzechy. Nabożeństwo rozpocząć by się miało na placu sportowym przy ul. Wieluńskiej. Ks. Krzysztof mówi, że będzie to stacja Ogrójca, której przecież nie ma w tradycyjnej Drodze Krzyżowej, ale to miejsce było naprawdę początkiem Chrystusowych boleści. Potem już kolejne stacje wprost na ulicach: Wieluńskiej, Kaliskiej, Lipnowskiej, Olkuskiej - by wejść na plac kościelny. Zakończenie tego nabożeństwa będzie miało miejsce już w kościele. Tam też będzie można przyjąć Komunię św. dla uzyskania odpustu zupełnego. Zgodnie z zapowiedzią zawartą w ogłoszeniach parafialnych, nabożeństwo to ma się odbyć w pierwszy piątek miesiąca kwietnia. Zaplanujmy sobie wolny czas na tę wyjątkową Drogę Krzyżową i zachęcajmy wszystkich. Niechże choć pod koniec Wielkiego Postu uraduje się Pan Jezus naszym zainteresowaniem dla Jego Męki, którą ostatecznie podjął w naszym interesie... |
Droga Krzyżowa | 2014-03-16 |
|
Pewnie trudno liczyć na to, że nabożeństwa Drogi Krzyżowej osiągną w obecnych czasach ten poziom frekwencji, jaki pamiętamy z dzieciństwa. Toć przecie potoki głów sunęły niegdyś co piątek do kościoła, a - pamiętam jako ministrant - w samej świątyni, idąc z akolitką obok krzyża, należało bardzo uważać, by nie podpalić kogoś płomieniem świecy lub nie oblać woskiem - taki był tłok. Kto nie zajmował miejsca w ławce nie miał szans by przyklęknąć na słowa "Kłaniamy się Tobie, Panie Jezu Chryste i błogosławimy Ciebie". Teraz wielu ma prawdopodobnie po prostu za dobrze i Pan Bóg wydaje się im być niepotrzebny. Zdrowie, młodość, pozycja czy zamożność nie trwają wiecznie. Fortuna zwykle kołem się toczy i nie wiadomo, kogo zahaczy... Tymczasem wiemy przecież, że jest jeszcze inne, doskonalsze, bo wieczne życie. Aby stać się jego udziałowcem, należy bardzo roztropnie kierować swoją doczesnością i przede wszystkim nieustannie trwać w łączności z Bogiem. Mistrzowie życia duchowego podpowiadają, że jednym z najdoskonalszych środków budowania pobożności jest rozważanie Męki naszego Pana Jezusa Chrystusa. To powtarza się w każdy piątek wielkopostny. Warto korzystać z tego daru nie oglądając się na innych. Niezależnie więc od frekwencji na tych nabożeństwach, my bądźmy, przylgnijmy całym sercem do Chrystusowego krzyża i chciejmy osłodzić Jego gorzką mękę - jak Matka Najświętsza, jak Weronika, jak Szymon. Po prostu bądźmy przy Nim. |
Czas nawrócenia | 2014-03-09 |
|
Długi był tegoroczny karnawał, ale i on musiał się kiedyś skończyć - jak wszystko... W ten sposób zarówno tłusty czwartek jak i tzw. ostatki mamy już za sobą. Do historii przeszła też Środa Popielcowa, która pozostawiła jakiś błysk nadziei, jeśli chodzi o frekwencję. Jeszcze przed Popielcem zastanawialiśmy się, czy właściwym posunięciem było wyznaczenie Mszy św. na godz. 17.00 - być może warto byłoby ją przesunąć raczej na godz. 19.00? W samą środę okazało się, że nie ma nad czym dyskutować - liczba wiernych zarówno podczas Mszy św. o godz. 17.00 jak i 18.00 musiała rozradować serca... To dobry prognostyk na całość Wielkiego Postu. Udział w Mszy św. tego dnia, połączony z przyjęciem znaku popiołu na głowę, stanowi przecież swego rodzaju deklarację programową: pragnę dołączyć do rzeszy tych wszystkich, którzy decydują się na podjęcie duchowej przemiany. W innym wypadku po co byłoby przychodzić do kościoła w dniu, który nie zobowiązuje nas do udziału w Mszy św. pod sankcją grzechu ciężkiego - jak to ma miejsce w przypadku każdej niedzieli czy święta nakazanego? Jeśli tak, to nadarza się świetna okazja: podczas rekolekcji rozpoczynających się już dziś, przez kolejne cztery dni wspólnie będziemy prosili Pana Boga, aby nam wskazał drogę owej przemiany. Częściową odpowiedź będziemy mogli odnaleźć w nauczaniu Rekolekcjonisty. Ale to, oczywiście, nie wszystko. Rekolekcje bowiem nie polegają jedynie na cierpliwym wysłuchaniu Słowa Bożego - jakiekolwiek by ono było. Człowiek wierzący jest głęboko przekonany o tym, że na wszelkie sposoby przemawia w tym czasie sam Bóg. A możliwości ma całe mnóstwo. Daje nam okazję do nakłonienia ucha podczas każdej z rekolekcyjnych Mszy św. Wieczorne spotkania rekolekcyjne powiązane są z dodatkowymi nabożeństwami, w modlitewnej atmosferze, po całym dniu pracy - to też szczególny rodzaj kontaktu z Bogiem. Spowiedź stanowi kolejny pomost do poznania Jego woli. Ponadto celowo skojarzone zostały one z rekolekcjami szkolnymi. To daje możliwość wzajemnego pobudzania się ku gorliwości w sprawach Bożych. Dzieci też będą miały konkretne zadania, które wykonać będą miały w rodzinie. Pan Bóg już działa! Chciejmy tylko poddać się Jemu. |
Soczi, Soczi, Soczi... | 2014-02-09 |
|
Wydaje się, że na świecie nic innego nie ma znaczenia takiego jak zimowe igrzyska olimpijskie. Znów ludzie mają po co żyć, odżywają na nowo nadzieje - może nasi zdobędą choćby nieco więcej medali niż poprzednio? To, oczywiście, od strony przeciętnego kibica, a jak przeżywają ową olimpiadę sami zawodnicy, ich trenerzy, lekarze, asystenci, psycholodzy itd? Jakie wiążą się z tym koszta? Kto jest sponsorem? - całe mnóstwo pytań dotyczących tego, co już za plecami, bo przecież wszy-stko to musiało być o wiele wcześniej przygotowane. Sami organizatorzy ponieśli przecież również ogromne koszta związane z budową obiektów sportowych, całego zaplecza treningowo - hotelarsko - restauratorskiego. Do tego dochodzi całkiem realna groźba terrorystycznych zamachów - przed tym też należało się zabezpieczyć... Tysiące kamer, mikrofonów, flesze aparatów fotograficznych, gotowych uchwycić najdziwniejszy grymas sportowca bądź kibica. Będąc tysiące kilometrów od tamtych wydarzeń, jesteśmy dziś w stanie śledzić niemalże na bieżąco wszystko, co tam najważniejsze. Wystarczy mieć tylko wolny czas, a można przenieść się w zupełnie inną krainę, żyć czymś całkowicie innym niż szara codzienność - trochę oddechu. Człowiek potrzebuje takich odskoczni. Życie nie składa się przecież jedynie z pracy i snu. Jednak już po zakończeniu wspomnianej olimpiady stanie się ona jedynie wspomnieniem... Przez całe życie człowiek gdzieś pędzi, do czegoś dąży, wysila się, uczy, inwestuje - wszystko po to, aby osiągnąć wyznaczony sobie cel. Dlatego św. Paweł porównał ludzkie życie do udziału w zawodach, zachęcając do odmawiania sobie wielu przyjemności na rzecz osiągnięcia przewidzianej w nich nagrody. Czy człowiek biedny, czy bogaty, zawsze dysponuje choćby minimalnymi środkami, które winien jak najlepiej zagospodarować. To samo dotyczy i czasu, z którego będziemy kiedyś rozliczani. Niewątpliwie lepiej czujemy się wówczas, gdy możemy obserwować efekty naszych życiowych zabiegów, ale te najważniejsze, za które Bóg przewidział nagrodę wieczną, są przecież głęboko utajone, jako rzeczywistość duchowa. Dlatego nie na krótko, ale przez całe życie winniśmy skandować "Niebo, niebo, niebo" i wszystko robić dla jego osiągnięcia. |
Boże lustro | 2013-12-22 |
|
Rzekł Bóg: uczyńmy człowieka na nasz obraz, podobnego nam. (Rdz 1,26) Zbyt wiele razy słyszeliśmy te słowa Pisma św., aby nagle dziwić się ich brzmieniu. Przypadkowe czy celowe cofnięcie się do nich łatwiej budzi skojarzenia z wielkością człowieka niż z miłością Boga. Poniekąd słusznie. Przekonują nas o tym właśnie obchodzone święta Bożego Narodzenia. Św. Augustyn mówił, że Bóg właśnie po to stał się człowiekiem, aby każdy człowiek mógł dążyć do boskości. Nie znaczy to oczywiście, że możemy zostać bogami, ale wynikające stąd zobowiązanie aż nadto jest czytelne. Nie ulega wątpliwości, że sam fakt czynienia istoty rozumnej na obraz i podobieństwo Boże jest ogromnym przejawem Jego miłości, a poza tym zawiera w sobie wyraźnie sformułowane zadanie pod adresem człowieka, które dobitnie wyraził Pan Bóg w rozmowie z Mojżeszem: Świętymi bądźcie, bo Ja jestem święty - Pan, Bóg wasz. Istotnie, jeśli mamy odzwierciedlać w sobie podobieństwo do Boga, to musimy być świętymi. Ale jakie to trudne! Wielu kaznodziejów, poszukujących analogii do piękna człowieczego, posługuje się przykładem szyby, która nie czyszczona w końcu przestaje spełniać swoją funkcję, za to pięknie utrzymana - pociąga pięknością, Bożym blaskiem. Podobnie jest z duszą oczyszczoną po adwentowych ćwiczeniach, wyrzeczeniach, wypełnionych postanowieniach i spowiedzi w ostatnich dniach odbytej... Można by jednak pokusić się o inny rodzaj porównania: dusza człowieka to lustro, w którym sam Bóg chce się przyglądać. Jakże pięknie odzwierciedla Boże podobieństwo człowiek o sercu czystym! Jak dostępne stają się w tej analogii słowa jednego z błogosławieństw: Błogosławieni czystego serca, albowiem oni Boga oglądać będą. - Tak, i to już ... w sobie samych. Być może sama myśl o tym, że tak wiele owych ponownie upodobnionych do Boga zasiada w tym czasie do wspólnego stołu, potrafi powstrzymać nas od waśni, sporów, kłótni i niepokojów. Może świadomość obecności wśród nas Chrystusa, który jest wszędzie tam, gdzie dwaj lub trzej zgromadzeni są w imię Jego (a przecież dzieje się to choćby podczas wspólnego śpiewania kolęd) będzie w stanie rozpalić tę gorliwość, która mobilizuje do bycia nieustannie (a nie tylko z okazji świąt) godnymi dziećmi Boga. Oby przyjęta tak niedawno łaska sakramentalnego oczyszczenia gościła w nas jak najdłużej, w ten sposób przyczyniając się do odmieniania oblicza tej ziemi i upodobniania nas na powrót do Boga. |
Gaudete! | 2013-12-15 |
|
Taki tytuł przypisano dzisiejszej niedzieli, a oznacza on zachętę do radosnego przeżywania czasu adwentowego - po łacinie gaudete znaczy radujcie się! Pan jest blisko. Ponieważ od trzeciej niedzieli adwentu już naprawdę mało pozostaje czasu do świąt Narodzenia Pańskiego, należy zadać sobie pytanie o stan naszej gotowości na owo spotkanie z przychodzącym Chrystusem. Ponieważ jednak przypada ono corocznie od naszego dzieciństwa, staje się w pewnym sensie sloganem adwentowym, który można tłumaczyć sobie na różne sposoby. Jaki jest stan przygotowań? Firanki uprane, ciasta zamówione, kartki świąteczne już wysłane, nowy komplet lampek świątecznych na choinkę sąsiad dostarczy z hurtowni (bo taniej), przy okazji od swojego znajomego przywiezie choinkę również nam (bo w zeszłym roku miał piękne choinki) itd... Zupełnie pomijam tu kwestię prezentów, które są bardzo miłym obowiązkiem, choć zajmującym niezmiernie naszą uwagę. Jeśli tylko w tym kierunku zwrócone jest nasze zainteresowanie, to bardzo szybko można się rozczarować. Może zresztą smak tego zawodu nie jest nam obcy?... Jak długo bowiem można cieszyć się choinką, nawet najładniejszą? Ile rodzajów ciasta może przyjąć żołądek? (I to chyba tylko w pierwsze święto, bo w drugie już stół nie cieszy.) Jakim prezentem można zachwycać się dłużej niż dobę? I to ma być radość? Jeden z moich katechetów mawiał kiedyś, że na kartkach świątecznych nie należy wypisywać hasła Wesołych Świąt, bo wesołość szybko mija święta zaś mają być radosne, to znaczy mają sięgać samej głębi duszy i trwać. Ba, ale skąd czerpać taką radość? Przy okazji tej refleksji łatwiej nam zrozumieć słowa Pana Jezusa skierowane do Samarytanki przy studni: kto pije tę wodę znów będzie pragnął zaś woda, którą Ja mu dam stanie się w nim źródłem wody wytryskującej ku życiu wiecznemu. Dziesiątki razy słyszeliśmy te słowa, ale stajemy wobec nich tak samo ogłupiali jak Samarytanka... pytając o czerpak. Tak trudno nam wyjrzeć poza siatki, sklepy, promocje... - Bez tego przecież nie będzie świąt... Owszem, ale to właśnie jest ów łyk wody, po którym doma-gać się będziemy następnego. Kto zaś zachłysnął się Chrystusem, może trzy dni trwać przy Nim i zapomnieć, że nie jadł - jak owe tłumy, o których nakarmienie sam Jezus zatroszczyć się musiał. Zwróćmy więc swój wzrok na Chrystusa w tych ostatnich dniach adwentu. Rozsmakujmy się w Nim, a być może przeżyjemy niepowtarzalną radość trwającą dłużej niż tylko do świątecznego obiadu... Gaudete! |
Wąska droga, ciasna brama | 2013-12-08 |
|
W dobie szybkich autostrad i nowoczesnych węzłów komunikacyjnych kto by poważnie traktował radę podaną nawet przez samego Pana Jezusa: Wchodźcie przez ciasną bramę! Bo szeroka jest brama i przestronna ta droga, która prowadzi do zguby, a wielu jest takich, którzy przez nią wchodzą (Mt 7,13)?
Ciekawe objaśnienie tego fragmentu podał w którymś numerze "Niedzieli" ks. Mariusz Rosik. Pisze on mianowicie, że powyższe słowa zupełnie inaczej były rozumiane przez słuchaczy Pana. Otóż "Babilon" to "brama Boga", dlatego myśli ówczesnych Żydów na sam dźwięk słów "szeroka brama" kierowały się ku wydarzeniom z 586 roku, kiedy to po zburzeniu Jerozolimy, król babiloński, Nabuchodonozor, tysiące ich przodków wiódł do swojej stolicy, która witała ich przestronnymi bramami. Jedna z nich zwieńczona była wizerunkiem bogini Isztar. Podobno bramy świętego miasta jawiły się przy szerokich bramach Babilonu niczym furtki domostw. A oni szli w niewolę. Piszę o tym dlatego, że dzisiejszy świat wychowuje ludzi ku wygodzie, łatwym zyskom, znaczeniu i szybkim profitom. Cierpliwość jest dziś kulą u nogi, a poświęcenie i ofiara hamulcami w dążeniu do sukcesu. Przypuszczam, że szare szeregi i partyzanckie oddziały w dzisiejszych czasach nie zna-lazłyby rekrutów... Dlatego tym bardziej trzeba zwrócić uwagę na tych, którzy potrafią choć odrobinę poświęcenia wykazać przychodząc codziennie na Mszę św. roratnią ku czci Matki Bożej. To nie tylko kwestia wcześniejszego wstawania - choć ta z pewnością najwięcej kosztuje. To również sprawa innej organizacji czasu. Trzeba się bowiem wcześniej położyć, a w związku z tym konieczne prace wykonać wcześniej. Aby tego dokonać należy zrezygnować z czegoś innego, na przykład z oglądania telewizji, zajmowania się grami komputerowymi itp. Zawsze byli tacy ludzie, którzy na różne sposoby wykazując się rezygnacją, dowiedli gotowości do ofiary. Niezależnie od wieku, punktem honoru była codzienna obecność na roratach, bez opuszczenia jakiejkolwiek Mszy św. Dobrze, że i dziś są tacy ludzie. Dobrze, że są rodzice potrafiący swoimi sposobami zmobilizować własne potomstwo do realizowania tego rodzaju postanowień adwentowych. To jest rodzaj wąskiej drogi i ciasnej bramy, przez którą niewielu chce wchodzić... Do tej pory podczas tych porannych nabożeństw notowaliśmy obecność około stu osób, w tym około trzydziestki dzieci. Pewnie mogłoby nas być więcej, ale dziękujmy Bogu za ten oddział, bo przecież nie wielką siłą Pan Bóg zwycięża i nie w goleniach męża ma upodobanie. |
Błogosławiony czas rekolekcji | 2013-11-10 |
|
Mamy to szczęście, że parafialny odpust przypada na tydzień przed rozpoczęciem adwentu, a więc rekolekcje przygotowujące nas do skorzystania z łask odpustowych jednocześnie wprowadzają w adwent. Rekolekcje są jednocześnie pewnego rodzaju testem pobożności. Głosi je bowiem ktoś z zewnątrz, ktoś dobrze przygotowany (tym razem na tyle przygotowany, że nawet tematy kazań niedzielnych nie będą się powtarzały z godziny na godzinę...), no i jest to też czas Ducha Świętego. Rekolekcje są szczególnym czasem łaski, którą Pan Bóg przygotowuje dla ukochanych swoich dzieci. Dla każdego już przygotował konkretną myśl, natchnienie, zarys planu, jaki jest dla nas od wieków przygotowany. Byłoby niegrzecznie odmówić Bogu udziału w tej przygodzie. Dajmy się pociągnąć odkupicielowi. |
Dusze czyśćcowe | 2013-10-27 |
|
W kościele OO. Franciszkanów w Wejherowie, tuż przy wejściu głównym pod chórem, z prawej strony stoi dość wyjątkowy ołtarz poświęcony duszom czyśćcowym. Duży obraz nad nim zawieszony przedstawia ołtarz przedsoborowy, przy którym kapłan, ubrany w czarny ornat, zwrócony ku krzyżowi, odprawia Mszę św. (Dziś ten kolor paktycznie wyszedł już z użycia, niedawno jednak obecność przy ołtarzu kapłana w ornacie koloru czarnego oznaczała odprawianie Mszy św. pogrzebowej lub za zmarłych.) Uwagę zwraca cierpiący na krzyżu Chrystus (co zresztą dokonuje się podczas każdej Eucharystii) i stojąca z Jego prawej strony Matka. Chwytając za rękę wyciąga Ona z ognistych płomieni człowieka, przekazując go niebu. Tymczasem w ognistym dole, umieszczonym na obrazie poniżej odprawiającego Mszę św. kapłana, znajdują się jeszcze inni ludzie, którzy składając ręce do modlitwy lub błagalnie wyciągając je ku niebu, wyrażają pragnienie wyrwania się z tego miejsca kaźni. Myśl teologiczna zawarta w owym obrazie prowadzi do wniosku, że cała operacja uwalniania dusz z czyśćca dokonuje się właśnie podczas Mszy św. Nasuwa to z kolei skojarzenie związane z św. Ojcem Pio, który mówił, że najwięcej dusz wchodzi do nieba podczas tzw. podniesienia. Dlatego właśnie w czasie Eucharystii celowo przeciągał ten moment. Dlaczego o tym piszę? Otóż wspomniany kościół św. Anny i opisany ołtarz kojarzy mi się głównie z dzieciństwem. Gdy mama zabierała nas do Miasta (czyli do Wejherowa, jak mówiło się na Kaszubach) zawsze tam zachodziliśmy i razem z nią krótko modliliśmy się za dusze czyśćcowe, po czym mama wyjmowała portfel i dawała nam jakieś pieniądze, które wrzucaliśmy do skarbonki z napisem "Na Msze św. zbiorowe za dusze w czyśćću". Mogła to sama uczynić, ale wiedziała co robi. Modlitwa przed tak sugestywnie przemawiającym obrazem, w połączeniu z drobną ofiarą, wywoływała swoistą potrzebę pamiętania o zmarłych. Dlatego dziś, gdy tylko jestem w pobliżu tamtego miejsca, czynię to już sam - również w intencji mamy. Czy jednak dzisiejsi rodzice "ubezpieczają się" u własnych dzieci na czas odejścia i cierpień czyśćcowych? Czy nauczą je tej formy miłości? |