Tak było od samego początku: tknięty zazdrością Kain zabił Abla. Żądni władzy przestępcy nie wahali się podnieść rękę na swoich władców, by zasiąść na tronie. Herod też nie miał zahamowań - potrafił bez skrupułów zamordować trzech swoich synów mając zaledwie podejrzenia co do spisku przeciwko sobie. Trudno się więc dziwić, że zbrojne ramię władzy skierował przeciwko najniewinniejszym. A za powód wystarczyło jedynie domniemanie, że któreś z owych niewiniątek mogłoby zagrozić jego królewskiej władzy.

   Do dnia dzisiejszego tak się dzieje. Tamte dzieci z Betlejem nie miały świadomości, że oddają życie za Chrystusa. Dzisiejsi męczennicy doskonale wiedzą na co się decydują trwając przy wierze w Zbawiciela. A jest ich bardzo wielu. Na Zachodzie walczą z Chrystusem w białych rękawiczkach - prawo tak jest konstruowane, aby krępować wolność wyznawców Nazarejczyka: choinka obraża, krzyżyk na szyi staje się przestępstwem, kwestionowanie małżeństw  homoseksualnych grozi karami itd. Tymczasem na wschodzie chrześcijanie giną codziennie setkami w męczarniach, torturach, wypędzani ze swoich domów, paleni żywcem. Wszystko to w dwudziestym pierwszym wieku, wieku ubóstwiania wolności...

    Z Bogiem jeszcze nikt nie wygrał. Można się łudzić wykorzystywaniem namiastki ziemskiej władzy do najbardziej niegodziwych celów, ale to wszystko trwa krótko. Potem już tylko wieczność, która szczęśliwszą jednak będzie dla tych, którzy cierpieli.