Bogiem jestem, nie człowiekiem | 2010-07-09 |
Wciąż ten sam Ozeasz i wciąż ten sam przekaz od Boga. Choć wczoraj usłyszeliśmy, że „muszą pokutować", to jednak dziś Pan Bóg wskazuje, że wszelkiego rodzaju karcenia nie mają jednak na celu zniszczenia narodu wybranego. Nawet w obliczu odrzucenia Boga, swego Dobrodzieja, nawet wobec zwrócenia się przeciwko Bogu - On nie chce niszczyć tego, który chwilowo staje się Jego wrogiem. Taką metodę przyjmują niekiedy ludzie. Takimi sposobami „ratują się" czasem całe narody, gdy wróg stanie u bram ojczyzny. Tu jednak Pan Bóg przypomina, że nie kieruje się ludzką logiką, która jest w stanie zapewnić sobie spokój metodą eksterminacji wroga. Jaki jest tego powód? Tylko jeden - to motyw miłości. W bardzo obrazowy sposób wskazuje On na swój naród, który sam zrodził, którym się opiekował, którego - jak mówi - uczył chodzić, był przy jego wzrastaniu, był świadkiem jego pierwszych sukcesów. Te mnożyłby się dalej, gdyby nie odstępstwa i wiarołomstwa owego umiłowanego ludu. Oj, gdyby to nie własne dziecko, pewnie inaczej wyglądałoby wymierzanie sprawiedliwości. Bóg jednak ma do swego ludu słabość - po prostu słabość. Czyż nie tak jedynie można tłumaczyć zachowanie się Boga wobec swego narodu? To prawda, że jest od Bogiem sprawiedliwym, ale jest też miłosiernym. Byle nie przyszło nam do głowy owego miłosierdzia nadużywać.
|