Tymi słowami liturgia dzisiejszej niedzieli wprowadza nas w tematykę ludzkiej niegodziwości i jeszcze większej miłości Boga oraz Jego miłosierdzia wobec wciąż słabej istoty ludzkiej.
Tyle już razy słyszeliśmy to zapewnienie: Bóg Cię kocha, że tak naprawdę nie wiemy już czy to nie przypadkiem zwykła kurtuazja pisarzy Ksiąg natchnionych czy dzisiejszych pasterzy...
Do kościoła chodzimy niekiedy "na wszelki wypadek", bo a nuż ten Bóg rzeczywiście istnieje - i co wtedy?...
Istotnie, trudno kochać, kiedy nie jest się absolutnie pewnym miłości drugiej strony. To dopiero bólów ból! Wszak Ten Drugi czyni wszystko, co możliwe, by nas przekonać o swojej miłości ku nam - a my wątpimy?! A Męka jedynego, umiłowanego Syna, a Miłosierdzie Boże, o którym przekonuje nas dobitnie w każdym sakramencie pojednania, w objawieniach św. Siostry Fasstyny Kowalskiej, w każdej Eucharystii, w objawianiu się - również współcześnie - Matki Bożej?... Czy to wszystko nic nie znaczy?
Możemy być niekiedy przytłoczeni ciężarem naszych grzechów, a przecież wystarczy zaśpiewać: Gdyby Bóg nie kochał nas, świat by jeszcze dziś nie istniał... A przecież istnieje... Bóg nas kocha! I to jest wspaniałe. Dlatego właśnie często powinniśmy modlić się, dlatego z wiarą o wszystko prosić, dlatego nie bać się niczego.