Celnicy i grzesznicy | 2022-07-01 |
Gdy chodzi o tych pierwszych, to za czasów Pana Jezusa można by śmiało - zamiast spójnika i postawić znak równości i niewielu by się temu sprzeciwiło. W tamtych czasach istotnie określenie celnik było synonimem grzesznika. A wynikało to nie tylko z pazerności przedstawicieli tego zawodu. Ostatecznie pewnie nie wszyscy byli szubrawcami, którzy pobierając myto, podbijali ustaloną stawkę o własną, niekiedy bardzo wygórowaną prowizję dla siebie. (Krasicki powiedziałby na to może - ja to jednak między bajki włożę...) Już samo pobieranie podatków od współziomków traktowane było jako niegodziwość. To, że nikt nie lubi płacić podatków, to zrozumiałe, ale gdy z góry wiadomo, że są one przeznaczone na zasilenie budżetu okupanta, by ten jeszcze mocniej mógł uciskać Izraela, to przykładanie ręki do tego procederu traktowane było jako zdrada, a powiększanie stawek o prywatną korzyść było już krańcową niegodziwością. Takim ludziom na pewno nie podaje się ręki. Tymczasem Pan Jezus nie tylko to uczynił, ale nadto zasiadł z nimi do stołu. Szczytem wszystkiego zaś było powołanie jednego z nich na apostoła... Jeśli do tej relacji dodamy choćby przypowieść o miłosiernym ojcu, który marnotrawnemu synowi zafundował nie tylko kosztowną zabawę po powrocie, ale i sandały na nogi, długą suknię, a pierścień na palec, to zrozumiemy, że Pan Bóg nie gardzi żadnym grzesznikiem i naprawdę gotów jest wysoko wynieść każdego, u którego znajdzie choćby cień żalu za grzechy i chęć przemiany. |