Nic dziwnego - zawsze tak było. Prorok bowiem , z woli Boga, pełni rolę kontrolki albo bezpiecznika, którego zadaniem jest najpierw ostrzeganie, a potem wyłączenie urządzenia, by nie dopuścić do jego zniszczenia.

   Pewien tokarz, pracujący na wysłużonej już maszynie, zbyt często musiał wymieniać bezpiecznik (z powodu przeciążenia silnika, napędzającego stare podzespoły). Poradził więc sobie w jedyny, oryginalny sposób. Był przecież tokarzem! Wytoczył więc sobie bezpiecznik w idealnym kształcie - tyle, że z... metalu. Ten już nie mógł się przepalić, za to spaliła się tokarka...

   Zadanie proroka mniej więcej na tym polega: najpierw ostrzegać, a w wypadku niepodjęcia właściwych czynności, nawet zablokować działania ludu, który pędzi wprost ku zagładzie. To się jednak nie może podobać. Jan Chrzciciel, z powodu wypełniania tak właśnie pojmowanej misji proroka, został pozbawiony życia - bez dochodzenia, sądu i orzekania o winie. Bo i po co? Był przecież niewygodny, nie podobał się. To wystarczyło.

   Podobnego losu uniknął Jeremiasz, choć śmierci dla niego żądali... kapłani i prorocy! Ocalili go świeccy ludzie, lepiej rozumiejący możliwość rychłej zagłady.

   U podłoża tego typu działań leży zawsze szatan, pragnący swój zbrodniczy plan przeprowadzić. Dlatego solą w oku będą mu zawsze alarmujący i wzywający do nawrócenia.

   Czy dziś sytuacja jest inna? Iluż to ludzi zamroczonych (i to wcale nie alkoholem), wzorem Heroda uderza w Kościół, w kapłanów i wszystkich rozsądnie oceniających stan zepsucia - tylko po to, by ich uciszyć, zneutralizować, by wyłączyć kontrolkę.