Miej serce i patrzaj w serce ks. Adam | 2010-06-13 |
Zdarza się nam, że często minimalizujemy złość naszych czynów, obwiniamy innych, usprawiedliwiamy się, racjonalizujemy, wypieramy, zaprzeczamy, zatajamy, zapominamy. Czasem jest to mechanizm wypierania prawdy, którym człowiek posługiwał się całe życie. Są i tacy, którzy notoryczne cudzołóstwo nazywają potknięciem, kradzież pożyczeniem, zarozumiałość uważają za poczucie wartości, nienawiść i brak przebaczenia ukrywają pod maską użalania się i uskarżania na innych, chciwość nazywają oszczędnością, złośliwość obroną własnej godności, brak modlitwy tłumaczą pomyśleniem o Bogu, pogardę dla innych uważają za wymierzanie sprawiedliwości, obmowę tłumaczą odwagą mówienia o kimś prawdy, a kiedy mówią z uśmiechem, że „lubią sobie wypić”, to często oznacza, że są awanturnikami i alkoholikami.
Szymon faryzeusz z dzisiejszej Ewangelii nie popełnił takich grzechów jak ta kobieta, która przyszła za Jezusem na ucztę. Nie potrafił jednak być tak prawdziwy jak ona. Jego pogarda i niepohamowane osądzanie wszystkich były obrzydliwsze niż cała jej rozwiązłość.
Niewielu ludzi jest zdolnych do właściwej wyceny swego sumienia. Większość ludzi w innych widzi źródło swych problemów. W innych widzi wady, złośliwość, perfidię, podstęp. To inni są winni, inni są zazdrośni, inni są pożądliwi, inni są niewierni, inni nas dręczą, inni są wyniośli, inni kradną, inni oszukują.
Jak bardzo jesteśmy przeniknięci złem, kiedy już tylko źle innych widzimy i tylko zło w nich dostrzegamy? Czy umiemy najpierw dostrzec przysłowiową belkę we własnym oku? |