Ostateczna wspólnota z Panem | 2010-10-27 |
Bywało już tak w historii, że obcy stawali się dziedzicami, a prawowitych synów w testamentowych roszadach zupełnie pomijano. Nie działo się to nigdy bez powodu. Najczęstszym z nich był brak zainteresowania albo brak dostatecznego zainteresowania spadkiem. Ktoś, kto wiele sił, potu i czasu poświęcił na budowanie i gromadzenie, niechętnie pogodzi się z myślą o swoim spadkobiercy w roli konsumenta zgromadzonych przez siebie dóbr. Oczywistym jest, że nie zechce uznać „za swoich" tych, z którymi być może wiele razy do stołu zasiadał, jadał i pijał, ale przecież zawsze jak z obcymi... Czysta kurtuazja, odgrywanie roli, jednak bez ognia, bez tej iskry, która pozwala czuć jedność, prowadzi w tym samym kierunku i zdecydowanie zbliża do siebie. Być obok to za mało, by stanowić jedność. I dziwić się, że w takiej sytuacji niektórzy z ostatnich będą pierwszymi?
|